Czy jesteś profesjonalistą?

Niektóre treści i reklamy zawarte na tej stronie przeznaczone są wyłącznie dla profesjonalistów związanych z weterynarią

Przechodząc do witryny www.weterynarianews.pl zaznaczając – Tak, JESTEM PROFESJONALISTĄ oświadczam,że jestem świadoma/świadomy, iż niektóre z komunikatów reklamowych i treści na stronie przeznaczone są wyłącznie dla profesjonalistów, oraz jestem osobą posiadającą wykształcenie medyczne lub jestem przedsiębiorcą zainteresowanym ofertą w ramach prowadzonej działalności gospodarczej.

Nie jestem profesionalistą

Niewielu lekarzy w Polsce zajmuje się ptakami

Rozmowa z lek. wet. Ines Daszkowską, specjalizującą się w medycynie ptaków, w przeszłości związaną z przychodniami Oaza w Warszawie oraz Vetika w Krakowie, kształcącą się pod okiem wybitnego specjalisty dr Lorenzo Crosta we Włoszech, niebawem otwierającą własny gabinet.

 

Jak się zostaje ptasim specjalistą? Skąd to ogromne zamiłowanie, właśnie do ptaków?

Zacznę od drugiej części pytania – oczywiście od własnych ptaków. Pierwsza była nimfa w drugiej klasie podstawówki, totalnie wsiąkłam w temat – czytałam wszystko, co było dostępne, przesiadywałam na forum i portalach poświęconym papugom. Gdy chorowała, a ciężko było znaleźć lekarza, który miałby pojęcie o ptakach egzotycznych, powiedziałam sobie, że „w przyszłości będę leczyć ptaszki”. Później, w wieku „buntu” trochę odłożyłam to na bok i pojawiały się inne pomysły na dalszą ścieżkę edukacji, ale ostatecznie padło na weterynarię. I tutaj była kolejna przeszkoda – niewielu lekarzy weterynarii w Polsce zajmuje się ptakami. Gdy zorientowałam się w rynku weterynaryjnym, postawiłam na spróbowanie swoich sił w szeroko pojętych egzotykach – praktyki w Przychodni Oaza w Warszawie, na SGGW u dr Aleksandry Ledwoń, podczas jej dyżurów w ambulatorium, w krakowskiej Vetice. Wiedziałam, że dużo mogłabym nauczyć się za granicą, ale bałam się języka (pomimo siedzenia w anglojęzycznych książkach, bo po polsku mało publikacji dotyczących ptaków), nigdy nie wyjeżdżałam. Wyjazd na Summer School for Exotic Medicine and Surgery do Brna ośmielił mnie, zobaczyłam, że dam radę ze swoim angielskim. Postanowiłam, więc spróbować planując kolejne wakacje na zagranicznych praktykach. W sierpniu rozesłałam CV i listy motywacyjne do czołowych europejskich specjalistów. Już we wrześniu pojawiła się możliwość wyjazdu, nie musiałam zatem czekać na kolejny rok. Kupiłam bilety, spakowałam walizkę i ruszyłam do Włoch. W Montevecchi, małej, malowniczej miejscowości na północ od Mediolanu, swoją przychodnię miał dr Lorenzo Crosta (dipl. ECZM – Zoo Health Management), który przez wiele lat był głównym lekarzem weterynarii w Loro Parku. Doktor jest świetnym nauczycielem – angażuje praktykantów od początku do końca.

 

 

Większość wizyt przebiegała tak, że zbierał wywiad, streszczał mi go (nie znałam wtedy włoskiego), ustalałam diagnozy różnicowe i co bym zrobiła (jakie badania, leczenie) w danym przypadku, a doktor albo to zatwierdzał (na szczęście częściej tak) albo uświadamiał i tłumaczył, co lepiej zrobić inaczej niż myślę. Podobnie później, w trakcie i po wykonywaniu badań – najpierw miałam ja oceniać, przedstawiać swoją opinię, a potem dyskutowaliśmy, co dalej. Nie dawał też gotowych rozwiązań na tacy – co byś dała? okej, a jakie jest dawkowanie? – nie wiedziałam? – to sprawdź w książce, bo jak ja ci powiem, to zaraz zapomnisz. Podobnie z bardziej skomplikowanymi przypadkami, gdy się zablokowałam i nie miałam pomysłu, mówił: „masz książki, Internet, szukaj”. To było świetne. Tempo pracy we Włoszech różni się od tego w Polsce, gdzie rzadko kiedy przy praktycznie każdym przypadku byłby czas na tak szczegółowe omawianie go ze studentem, a także naukę umiejętności praktycznych (gdy tylko było to możliwe). Rok później wróciłam do Włoch, dotrzymując obietnicy nauczenia się chociaż podstaw włoskiego oraz zawitałam do Laboklinu w Niemczech, w departamencie patologii (mikroskopia to moja druga weterynaryjna miłość, zaraz po ptakach), gdzie przez miesiąc zgłębiałam tajniki cytologii i histopatologii, głównie zwierząt egzotycznych. Oprócz tego, liczne konferencje, szkolenia i warsztaty oraz możliwość stawiania pierwszych samodzielnych zawodowych kroków w przychodni specjalizującej się w leczeniu zwierząt egzotycznych – warszawskiej Oazie.

 

Czy lekarze, którzy chcą zajmować się ptakami muszą mieć do tego jakieś specjalne predyspozycje?

Lubić ptaki, a nawet nie tylko lubić, to musi być pasja. Bez tego ani rusz, bo praca będzie frustrować. Inne cechy raczej wpisują się w uniwersalne cechy lekarza weterynarii, jak odporność na stres, empatia, czy cierpliwość. Ciężko tak porównywać, ale statystycznie lekarz zajmujący się ptakami, częściej będzie spotykał się ze śmiercią swoich pacjentów – zazwyczaj, gdy ptak choruje, mamy o wiele mniej czasu na działanie.

 

Jak różni się na co dzień praca lekarza specjalizującego się w leczeniu ptaków od tej, w której leczy się głównie psy i koty?

Na pewno spotykamy się z większą różnorodnością gatunków, a to wiąże się często z różnicami w warunkach utrzymania, diecie, czy występującymi problemami zdrowotnymi, z którymi lekarz musi być dobrze zaznajomiony. Od małych kanarków, przez gołębie, mniejsze i większe papugi, drób (coraz częściej obecny w przydomowych ogródkach, także w okolicach Warszawy), do ptaków drapieżnych. Ptaki ukrywają objawy chorób, tak długo, jak to możliwe – jest to ich instynktowny sposób na przetrwanie, bo w naturze są potencjalnymi ofiarami (także ptaki drapieżne), więc wykształciły mechanizm, aby „zawsze wyglądać zdrowo”. Gdy ptak trafia do gabinetu ewidentnie chory, z objawami, wiemy, że zazwyczaj choroba jest już dość zaawansowana, co samo w sobie pogarsza rokowanie. Dodatkowo, właściciele często nie zdają sobie do końca sprawy, jakie medycyna weterynaryjna dzisiaj ma możliwości. O ile u psów, czy kotów normalnym dla większości opiekunów będzie pobranie krwi, czy wykonanie zdjęć RTG, o tyle w przypadku ptaków często początkowo jest zdziwienie, że od papugi ważącej 100 g można pobrać krew, aby sprawdzić stan wątroby, czy nerek (nie wspominam o kanarkach, czy papużkach falistych – choć i tutaj jest to do zrobienia, zależy co chcemy zbadać i czy mamy odpowiedni sprzęt). U ptaków w przypadkach, które można by określić jako typowo internistyczne i porównać do podobnych chorób u psów i kotów, o wiele częściej trzeba się też posiłkować badaniami dodatkowymi, aby postawić diagnozę i dobrać odpowiednie leczenie – badanie kliniczne daje nam o wiele mniej informacji, niż w przypadku ssaków. Większość procedur diagnostycznych wykonujemy na znieczulonym pacjencie, standardem jest znieczulenie wziewne. Tutaj potrzeba dużo empatii i umiejętności rozmowy z właścicielem, który może pierwszy raz słyszeć o możliwości zrobienia czegoś takiego. Nadal pokutują mity o niebezpieczeństwach związanych ze znieczuleniem ogólnym u wszystkich zwierząt, a u ptaków przez wiele lat było powtarzane, że jest ono o wiele groźniejsze niż u ssaków. Często chcąc postawić dobrą, dokładną diagnozę, musimy wykonać badania, rozważyć, czy znieczulenie czasem potrzebne do ich zrobienia, nie stanowi tu zbyt dużego zagrożenia. Jeśli się na to decydujemy, trzeba uzyskać zgodę właściciela (zarówno pod kątem finansowym, jak i na znieczulenie). I tutaj dobrze, gdy lekarz jest cierpliwy, lubi rozmawiać oraz potrafi wytłumaczyć przebieg procedur medycznych, tak aby były zrozumiałe dla właściciela – właściciel widzi, że lekarz wie co robi i dlaczego, wie co będzie działo się z jego pierzastym pupilem, ale trzeba też uprzedzić o ryzyku (jak już wspomniałam – niewielkim przy dostępnych dzisiaj metodach znieczulenia, ale zawsze obecnym).

 

Jaki jest Pani ulubiony ptasi gatunek?

Od zawsze najbardziej lubiłam amazonki (generalnie, jako cały rodzaj, bez konkretnego dokładnie ulubionego gatunku), a ostatnio zakochuję się w białobrzuszkach – te niewielkie papugi mają cudowny charakter.

 

Co jest najważniejszym elementem badania ptasiego pacjenta?

Jak zawsze – dokładne badanie kliniczne. Żeby je przeprowadzić, musimy też wiedzieć, jak złapać ptaka, aby było to bezpieczne dla lekarza oraz pacjenta. O ile w przypadku psów i kotów (znowu wracamy do różnic), często angażujemy właściciela w pomoc, o tyle tutaj jest to niewskazane. W przypadku papug, właściciele często nie łapią swoich podopiecznych w taki sposób, jak robimy to podczas wizyty, aby zbadać pacjenta, nie wiedzą jak to zrobić, a nieumiejętne złapanie może skończyć się dotkliwym podziobaniem. Zamiast skupić się na pacjencie, lekarz weterynarii musiałby często opatrywać ręce właściciela. W przypadku ptaków drapieżnych, głównym zagrożeniem są łapy z ostrymi szponami – tutaj właściciele zazwyczaj świetnie radzą sobie z poskramianiem i trzymaniem ich. Lekarz też musi mieć o tym pojęcie, bo jakie wrażenie zrobiłby na właścicielu, gdyby nie umiał złapać ptaka lub nie wiedziałby co to jest, do czego służy i jak założyć lub zdjąć karnal?

 

Dlaczego regularne badanie ptaków jest ważne?

Ptaki ukrywają objawy choroby, o czym wspomniałam wcześniej. Ma to znaczenie szczególnie w przypadku chorób przewlekłych, gdy nie widać, aby zwierzęciu coś dolegało, a problem stopniowo narasta. Zwykle ogólne badanie kliniczne też nic nie wniesie i stwierdzimy, że klinicznie ptak jest zdrowy. Dopiero badania dodatkowe (tutaj na pierwszy ogień głównie badania krwi – morfologia i biochemia oraz RTG), mogą coś wykazać. Oprócz tego, dla wielu gatunków ptaków nie ma opracowanych dokładnych wartości referencyjnych badań laboratoryjnych. Robiąc regularne badania krwi, możemy określić normy, dla konkretnego osobnika, co może być przydatne w przyszłości w przypadku choroby.

 

Z jakimi problemami najczęściej spotyka się Pani w swojej praktyce?

Ciężko wybrać kilka chorób, ale na czele są chyba choroby związane z nieprawidłową dietą – niedobory witamin (szczególnie witaminy A) i wapnia, problemy z wątrobą i nerkami u ptaków egzotycznych. U drapieżnych – zapalenie skóry podeszwy (tzw. bumblefoot) oraz urazy ortopedyczne (złamania i zwichnięcia).

 

Czy osoby decydujące się na zakup papug są obecnie bardziej świadome z czym wiąże się opieka nad nimi?

Świadomość właścicieli zdecydowanie rośnie. Ciężko ocenić, czy obecność coraz większej liczby naprawdę świadomych właścicieli jest efektem ogólnie rosnącej popularności papug (zatem ten % osób mocno zaangażowanych w opiekę nad ich pierzastymi pupilami jest bardziej widoczny dla lekarza w gabinecie).

 

O czym należy pamiętać jeżeli decydujemy się na zakup papugi do domu?

Papugi są zwierzętami silnie towarzyskimi – w naturze żyją w parach lub większych stadach, z tego względu, udzielając rad co do zakupu papugi, zawsze naciskam, że należy trzymać je przynajmniej w parach tego samego gatunku (często nie muszą to być koniecznie pary różnopłciowe, jeśli obawiamy się niechcianych lęgów). Nie kupować pod wpływem chwili – poczytać, zasięgnąć informacji o interesującym nas gatunku – charakterze oraz jego potrzebach. Pamiętajmy też, że zakup papugi i niezbędnego wyposażenia (klatka, miski), to tylko początek wydatków – zmieniane co chwilę zabawki, zdrowy i urozmaicony pokarm muszą zostać wpisane w stały budżet. Ara potrafi w ciągu godziny zniszczyć zabawkę o wartości ponad 100 zł. Przydaje się też kreatywność i wolny czas, bo wiele zabawek możemy zrobić sami lub przy odrobinie wysiłku, zapewniać regularnie świeże gałęzie.

 

Z jakimi problemami najczęściej borykają się papugi?

Ze zdrowotnych – większość ma związek z nieprawidłową dietą.

W związku z rosnącą popularnością papug w domach oraz powszechnym ręcznym odkarmianiem piskląt, coraz częściej występują zaburzenia behawioralne – związane z wyskubywaniem piór, samookaleczaniem, nadmierną wokalizacją, czy agresją.

 

Czy problemy behawioralne to zjawisko typowe dla papug, czy zapadają na nie również inne gatunki?

Dotyczą one zwierząt utrzymywanych w niewoli, w nienaturalnym dla nich środowisku. Nie obserwuje się takiego zjawiska u zwierząt dzikich, na wolności. Papugi są najczęściej spotykanymi ptakami w domach, dlatego u nich najłatwiej zanotować istnienie takiego problemu. Oprócz tego, papugi oraz krukowate bywają nazywane naczelnymi wśród ptaków – cechują się znaczną inteligencją, co wiąże się ze zwiększonym ryzykiem „zaburzeń psychicznych” w przypadku braku odpowiedniej stymulacji i tzw. „enrichmentu” (czyli „wzbogacania” otoczenia).

 

Jaki był najciekawszy przypadek w Pani karierze?

Chyba nadal pozostaje nim Ciccia, amazonka żółtogłowa (Amazona ochrocephala). Nie była bezpośrednio moją pacjentką, bo trafiła do przychodni we Włoszech, gdy byłam tam drugi raz na praktykach. Okazało się, że miałam okazję ją poznać rok wcześniej, jako jeszcze nie całkiem opierzone pisklę, kupione do dalszego ręcznego odkarmienia przez nowych właścicieli (pozwolę pozostawić bez komentarza sprzedaż nie w pełni usamodzielnionych piskląt osobom, które nie mają doświadczenia w ręcznym karmieniu). Ciccia zatruła się cynkiem i byliśmy prawie pewni, że nie przeżyje nocy, pomimo wdrożonej intensywnej terapii. Jednak następnego dnia czuła się o wiele lepiej i po kilku dniach wróciła do domu z zaleceniami kontynuacji leczenia. Wróciła po kolejnych kilku dniach, ze względu na brak apetytu oraz ogólną apatię. Okazało się, że rozwinęła się infekcja spowodowana E. coli, w dodatku opornej na wiele antybiotyków. Musiała dostawać antybiotyk mocno obciążający nerki, stąd ponowny pobyt w szpitalu, aby była możliwość podawania kroplówek oraz kontrolowania stanu nerek. Nie jest to może jakiś bardzo trudny, czy nietypowy przypadek, ale pokazuje, jak sytuacja pacjenta może się zmieniać, pomimo, że mamy diagnozę, a leczenie jest skuteczne.

 

 

 

 

 

 

 

Opracowane:

Małgorzata Kaczor

Zdjęcia:

z zasobów lek. wet. Ines Daszkowskiej

 

 

Nasi klienci