Dodano: 09.12.2018, Kategorie: Informacje dla studentów, Informacje dla techników, Inspekcja weterynaryjna
Podsumowanie 2018 roku
Czym żyła branża weterynaryjna w 2018? Stworzyliśmy listę tematów, które rozpalały Was do czerwoności w tym roku, na podstawie: liczby kliknięć, wejść na portal, udostępnień w serwisie Facebook oraz komentarzy, które zostawialiście pod najbardziej interesującymi Was tematami. Jest to bardzo ciekawa i różnorodna lista. Zachęcamy do przeczytania krótkiego podsumowania.
Krajowa Inspekcja Weterynaryjna, ASF i wyjątkowa opieszałość rządu
Tematem, który zdominował wszystkie doniesienia w 2018 roku była sytuacja w Krajowej Inspekcji Weterynaryjnej. Zaczęło się 17 lutego kiedy Grzegorz Tomczyk, z redakcji magazynu Farmer, opublikował artykuł na temat katastrofalnej sytuacji w Krajowej Inspekcji Weterynaryjnej. Tomczyk podkreślał, że absolwenci nie garną się do pracy w inspektoratach ze względu na zarobki niższe od wynagrodzeń początkujących kasjerów dyskontów spożywczych. Wywołało to medialną lawinę. Niemal każdego dnia bombardowały nas doniesienia o pogarszającej się sytuacji inspektoratów, o ich trudnej sytuacji kadrowej, o kiepskich wynagrodzeniach i coraz trudniejszej walce z ASF.
W lutym pracownicy inspektoratów rozpoczęli masowo składać wnioski do swoich przełożonych w sprawie podwyżek po czym Ministerstwo Finansów oraz Rolnictwa i Rozwoju Wsi poinformowały, że nie widzą podstaw do wprowadzenia preferencyjnej maksymalnej stawki podatku od nieruchomości dla budynków związanych z prowadzeniem działalności lekarsko-weterynaryjnej. KIL-W zaapelował, więc do rządu o rozsądek akcentując, że brak poprawy sytuacji kadrowo-finansowej inspekcji postawi pod znakiem zapytania możliwość przeprowadzenia kontroli gospodarstw pod kątem wprowadzenia obowiązkowych zasad bioasekuracji w celu zwalczenia afrykańskiego pomoru świń. Miesiąc później Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi ustosunkowało się wobec pisma złożonego na ręce Ministra Krzysztofa Jurgiela przez KIL-W i organizacje branży mięsnej. W jednym z punktów poinformowało, że MRiRW skierowało prośbę do Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji o zobowiązanie wojewodów do uwzględnienia w poszczególnych częściach budżetu województw wydatków umożliwiających podwyższenie wynagrodzeń w 2019 roku dla pracowników powiatowych i wojewódzkich inspektoratów weterynarii. Równolegle do tych doniesień KIL-W zorganizowała akcję zbierania podpisów pod listem otwartym do premiera Mateusza Morawieckiego w sprawie podwyżek. Miesiąc później Marek Suski, Sekretarz Stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, w odpowiedzi na pisma samorządu lekarzy weterynarii napisał, że postulaty wzmocnienia Inspekcji Weterynaryjnej są obecnie „analizowane w porozumieniu z właściwymi resortami”. W maju Jacek Łukaszewicz, Prezes Krajowej Rady Lekarsko-Weterynaryjnej wysłał, więc kolejne pismo do Premiera Mateusza Morawieckiego, a w czerwcu Kancelaria Prezesa Rady Ministrów poinformowała, że Minister Finansów dokonał zwiększenia planu wydatków wojewodów, którzy wnioskowali o podwyżki dla pracowników Inspekcji Weterynaryjnej o kwotę 4.159.124 mln zł na 63 etaty. W tym samym miesiącu, w atmosferze zwiększającego się chaosu podczas działań podejmowanych przez inspektoraty w zakresie zwalczania ASF, na ręce premiera został złożony kolejny list, tym razem wsparty przez organizacje hodowców i przetwórców. Równolegle w kraju dochodziło w tym czasie do blokowania przez rolników działań inspektorów i kwestionowania ich wiedzy. Pogłębiający się chaos doprowadził do w sejmowej dyskusji podczas, której padła kuriozalna propozycja, ze strony Dyrektor Departamentu Finansów Publicznych w MRiRW, Aleksandry Szelągowskej, podwyżek dla „inspekcji rolniczych” na poziomie 7% co spowodowałoby wzrost wynagrodzenia lekarzy weterynarii w powiecie o 170 zł. Stało się to motorem napędowym akcji „Wszystkie wnioski u premiera”, którą poparła połowa pracowników Inspekcji Weterynaryjnej podpisując się pod wnioskami o podwyżki adresowanymi do Premiera Mateusza Morawickiego. Dokumenty, w ramach akcji, zostały złożone w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów przy równoczesnym ultimatum, że nie spełnienie postulatów może doprowadzić do wstrzymania eksportu mięsa i mleka oraz dalszego niekontrolowane rozprzestrzeniania się afrykańskiego pomoru świń. Czy w 2019 roku czeka nas więc strajk generalny? Na ten moment trudno powiedzieć, ale przy ewidentnym braku reakcji ze strony rządu na problemy KIL-W możemy spodziewać się trudnego roku dla hodowców eksportujących mięso.
8% VAT czy 23%, oto jest pytanie
2018 rok był zdecydowanie nerwowy nie tylko ze względu na zamieszanie w KIL-W, co miało bezpośredni wpływ na walkę z ASF, ale również ze względu na projekt Ministerstwa Finansów, który u wielu wywołał duże skoki ciśnienia. 21 listopada portal Top Agrar poinformował, że rząd szykuje podwyżkę VAT z 8% do 23% na leki weterynaryjne. W uzasadnieniu nowej ordynacji podatkowej napisano między innymi, że „przygotowany projekt zakłada wprowadzenie nowej matrycy stawek VAT, przy założeniu radykalnego uproszczenia systemu stawek opartego na 3 filarach: prostota – przejrzystość – przyjazność” (Top Agrar). Jak tłumaczył resort finansów zrównanie stawek VAT doprowadzić miało do obniżki cen pieczywa, owoców tropikalnych, produktów dla niemowląt oraz musztardy. Szkoda, że ministerstwo przygotowując projekt nie wzięło pod uwagę, że równocześnie nastąpi wzrost cen produktów pochodzenia zwierzęcego. Posłanka Dorota Niedziela z Platformy Obywatelskiej skomentowała tą sprawę jako dążenie do obniżenia eksportu mięsa przez państwo polskie, a Artur Zalewski z Polskiego Stowarzyszenia Producentów i Importerów Leków Weterynaryjnych zareagował na te doniesienia wysyłając do MF list, w którym wskazywał, że podwyżka wywoła więcej szkód niż przyniesie pożytku. Najmocniej jednak zareagowali właściciele zwierząt domowych. Informacja o podwyższeniu VAT na leki dla ich podopiecznych wywołała lawinę negatywnych komentarzy. Pod wpływem kolejnych doniesień, znana dziennikarka Karolina Korwin-Piotrowska, opublikowała w serwisie społecznościowym Facebook informację o petycji w sprawie planowanej ustawy podnoszącej VAT min. na leki weterynaryjne. W ciągu jednego dnia podpisało ją 86 719 osób. W efekcie MF, pod naporem olbrzymiej fali krytyki, wycofało się z kontrowersyjnego pomysłu, a wiceminister MF, Filip Świtała, poinformował, że: W trakcie dyskusji okazało się, że w niektórych przypadkach leki dla zwierząt faktycznie mogłyby zdrożeć. A tego absolutnie nie chcemy. Dlatego już teraz, choć jeszcze oficjalnie nie zakończyły się konsultacje nowej matrycy, mogę zapewnić, że wykreślimy tę propozycję zmiany, aby leki dla zwierząt pozostały na niższej, 8-proc. stawce VAT – czyli dokładnie tak samo, jak jest obecnie (pełna wypowiedź w serwisie rmf24.pl).
https://www.facebook.com/180340042008871/photos/a.180341658675376/2190722494303939/?type=3&theater
Jak studiować, to tylko w Toruniu i Bydgoszczy
https://www.youtube.com/watch?v=-7SLF16h80Q
W czerwcu 2017 roku serwis Onet.pl poinformował, że Toruński Uniwersytet Mikołaja Kopernika wraz z Uniwersytetem Technologiczno-Przyrodniczym oraz Uniwersytetem Kazimierza Wielkiego z Bydgoszczy utworzą Centrum Weterynarii. Miało być to preludium do otwarcia na UMK nowego, pięcioletniego kierunku studiów weterynaryjnych. W mediach ruszyła pozytywna kampania wychwalająca pod niebiosa pomysł. Pierwsi studenci weterynarii mieli rozpocząć naukę już w październiku 2018 roku. Niestety w maju bieżącego roku w Gazecie Wyborczej ukazał się artykuł opisujący zamieszanie związane z powstawaniem nowego kierunku. Pewne stało się jedno, że los weterynarii na UMK jest zagrożony. Wprawdzie Toruński Uniwersytet rozpoczął nabór na zbliżający się rok akademicki, a weterynaria była w spisie dostępnych studiów, ale rejestracja na nią nie była możliwa. Równocześnie do tych doniesień rozgorzała w internecie dyskusja podważająca zapotrzebowanie na kolejny kierunek weterynaryjny w kraju, którą wsparło oficjalne stanowisko Krajowej-Rady Lekarsko-Weterynaryjnej. Rada uznała, że tworzenie kolejnego wydziału jest nieuzasadnione „z punktu widzenia merytorycznego, finansowego oraz rynkowego”, ponieważ lekarzy weterynarii jest wystarczająco dużo (naszemiasto.pl). Ponadto podważono pomysł międzyuczelnianego studiowania, co UMK uznało za nieuzasadnioną opinię. Kontrowersjom nie było końca. Kolejna krytyka spadła na UMK ze strony Bydgoszczy, która podważyła rzekome korzyści mające wynikać z jej współpracy z UMK, ponieważ: Pomimo uzgodnienia, że absolwenci kierunku otrzymają wspólny dyplom trzech uniwersytetów, główną siedzibą centrum medycyny weterynaryjnej będzie Toruń. Część zajęć ma odbywać się na UKW i UTP, lecz po wybudowaniu nowych obiektów zostaną one przeniesione do Grodu Kopernika (MetropoliaBydgoska.pl). Pomijając te kwestie sam proces tworzenia kierunku napotkał na liczne trudności, którym kres we wrześniu bieżącego roku położyła decyzja o nadaniu uprawnień przez Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego Jarosława Gowina. Tym samym, od 20 września 2018 roku, UMK rozpoczęło przyśpieszony nabór stając się wbrew opinii środowiska kolejnym punktem na mapie weterynaryjnej edukacji, czy słusznie, czas pokaże.
Złoty Chiron dla profesora Niżańskiego
W kwietniu mile zaskoczyła nas informacja, że prof. Wojciech Niżański, szef Katedry Rozrodu z Kliniką Zwierząt Gospodarskich na Wydziale Medycyny Weterynaryjnej Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu, został wyróżniony Złotym Chironem, jednym z najważniejszych wyróżnień dla lekarza weterynarii i dydaktyka. Jest to 12 przyznana nagroda, każdego roku wręczana podczas Vet Forum, targów współorganizowanych przez Krajową Izbę Lekarsko-Weterynaryjną w Łodzi. Gratulujemy!
https://www.instagram.com/p/BhTaxZEB5sS/
O wilku, który poluje na dzieci i kobiety w Nadleśnictwie Choczewo
W sierpniu OKO.press opublikowało materiał o Nadleśnictwie w Choczewie, w którym Urszula Stępień, przyrodnik z wykształcenia, natrafiła na ciekawą tablicę edukacyjną na której przeczytała, że: Zdarzają się wilki, które uznają człowieka za naturalny pokarm […] Wilk, jeżeli już poluje na ludzi, to starannie dobiera ofiary: głównie dzieci, następnie kobiety, mężczyźni na końcu. Zaskoczona, pani Ula zrobiła tablicy zdjęcie, które zamieściła na Facebooku w grupie Przyrodnicy . Ci z niedowierzaniem przeczytali zamieszczone na zdjęciu rewelacje, a sam Adam Wajrak dopytywał czy to aby nie jest żart.
https://www.facebook.com/SDNWILK/photos/a.168523056521977/2394334477274146/?type=3
Specjalizująca się w behawiorze i genetyce wilka dr hab. Sabina Pierużek-Nowak szybko odniosła się do zawartej na tablicy informacji dementując, jakoby fantazje rodem z bajki o Czerwonym Kapturku, o wilku pożerającym kobiety i dzieci miały jakiekolwiek naukowe podstawy. Badania wykazały przecież, że wilki atakują przeważnie zwierzynę słabszą od siebie, czyli jeżeli dojdzie do ataku na jelenia to nie będzie to dorosły osobnik. Oczywiście zdarzały się sytuacje, w których dochodziło do pogryzień ludzi, ale śledztwa zwykle ujawniały, że miały one związek z wcześniejszym dokarmianiem przez nich wilków.
29 sierpnia 2018 OKO.press zwróciło się do Nadleśnictwa Choczewo z prośbą o wyjaśnienia w sprawie tablicy. Dnia następnego do redakcji dotarła mailowa odpowiedź, w której rzecznik, Jerzy Krefft poinformował redaktorów, że: „Treści zawarte w tej tablicy, co do opisu sposobu polowania wilków oraz ich preferencji i zwyczajów pokarmowych (umownie cz. I tablicy) w niczym nie odbiegają od stanu faktycznego”. Jeśli zaś chodzi o „ciekawostki”, np., że wilki mogą uznać ludzi za naturalny pokarm, Krefft przyznał, że „być może niefortunne było [ich] wyeksponowanie, bo niektórzy mogli uznać, że są to najważniejsze informacje”. Wcześniej jednak zaznaczył, że są to „informacje, które w żaden sposób nie mogą być uznane za informacje możliwe do podważenia”. Potwierdzają to „liczne ostatnio doniesienia medialne oraz sygnały płynące od mieszkańców”. Pomijając rewelacje Nadleśnictwa Choczewo, OKO.press przyjrzało się również innym tablicom na terenie kraju. Ku zdumieniu wszystkich okazało się, że ten sam autor dał ponieść się twórczej ekspresji również w Nadleśnictwie Skwierzyna. Na tym jednak powstrzymał swe twórcze zapędy, a my póki co możemy odetchnąć z ulgą.
https://www.facebook.com/SDNWILK/photos/a.168523056521977/2395892877118306/?type=3&theater
Oswajamy eutanazję
W sierpniu udostępniliśmy na profilu Weterynarii artykuł lek. wet.Natalii Strokowskiej zatytułowany Oswojeni z eutanazją. W ciągu dwóch dni przeczytało go ponad 20 tysięcy osób. To olbrzymie zainteresowanie pokazało, że temat jest bardzo ważny i zdecydowanie zbyt rzadko podejmowany. Być może wynika to z faktu, że śmierć w naszej kulturze stanowi temat tabu i trudno się o niej pisze. Artykuł był uzupełnieniem wywiadu udzielonego przez lek.wet. Natalię Strokowską, Magdalenie Rigamonti dla Gazety Prawnej, 8 czerwca 2018 roku, pt. “W ten zawód wpisania jest śmierć”. Trzeba podkreślić, że mało jest artykułów, które tak bardzo poruszają, powodują, że łzy napływają do oczu i skłaniają do refleksji. Jest on dość długi i prezentuje w jaki sposób eutanazje przeprowadzane są w innych krajach, jakie emocje towarzyszą lekarzom przy ich wykonywaniu, jakie jest podejście właścicieli do tej kwestii, a wreszcie stawia zasadnicze pytanie o to co tak naprawdę oznacza sformułowanie -„umrzeć z godnością”. Dziękujemy za ten piękny tekst lek.wet. Natalii Strokowskiej i czekamy na kolejne.
Antyszczepionkowa paranoja dotyka właścicieli zwierząt
26 września ruch antyszczepionkowy poruszył polskie społeczeństwo pojawiając się w sejmie z projektem ustawy znoszącej obowiązkowe szczepienia dzieci. Przeciwnicy nie szczędzili wobec niego słów krytyki nazywając go „bandą manipulantów”. Ostatecznie projekt został podważony przez całe środowisko lekarskie podczas ostrej debaty w sejmie, która ujawniła, że za przesłankami ruchu antyszczepionkowego nie stoją żadne naukowe fakty, ani autorytety. Nie zraziło to jednak osób, które w obowiązkowych szczepieniach doszukiwały się spisku firm farmaceutycznych do rozprzestrzeniania niepopartych naukowymi faktami półprawd, również w środowisku właścicieli zwierząt. Antyszczepionkowcy powoływali się na niepotwierdzone doniesienia zgodnie z którymi szczepionki zamiast przeciwdziałać chorobom u zwierząt, miały je wywoływać m.in. autyzm. Warto tutaj podkreślić, że zespół NOP faktycznie może zaistnieć, ale są to przypadki znikome, a związek pomiędzy autyzmem i szczepieniami również jest kwestionowany. Nie zmienia to jednak faktu, że ruch stale się rozrasta i trudno mu przeciwdziałać. W październiku portal Bezprawnik.pl opublikował doniesienia zgodnie z którymi w 2017 roku 25% psów, 35% kotów i 50% królików nie zostało zaszczepionych. Miejmy nadzieję, że właściciele przejrzą w końcu na oczy i że ruszy dobra kampania informacyjna w tym zakresie.
Bubas- nieśmiały samiec, który uszczęśliwił Hel
https://www.facebook.com/Fokarium/photos/pcb.2134635163259661/2134632619926582/?type=3&theater
Bubas, zwany również Nilsem to pochodzący z Jastarnii samiec foki, który przez ostatnie lata zawodowo zajmował się pomnażaniem foczego pogłowia w Szwecji, w ramach projektu restytucji kolonii gatunku fok szarych, a obecnie w Polsce. Trzeba przyznać, że w Szwecji spisał się rewelacyjnie, ponieważ dzięki niemu kraj ten doczekała się 19 potomków. Nic, więc dziwnego, że o Bubasa zabiegało również Helskie fokarium, zamieszkiwane przez cztery samice fok szarych. W 2015 roku udało sprowadzić się Bubasa do Polski w eskorcie dwóch opiekunek. Grupa samic pochodzących z Estonii i Szwecji przywitała go z entuzjazmem dzięki czemu w niedługim czasie doczekano się potomków.
W tym roku w okresie letnim Polskę obiegły smutne informacje o martwych fokach, które znajdowano na wybrzeżu. Foki prawdopodobnie były ofiarami lokalnych rybaków, którym wyjadały z sieci ryby. W kontekście tych smutnych doniesień informacja z listopada tego roku o tym, że Bubas po raz kolejny zostanie ojcem i że udało mu się zapłodnić wszystkie samice z Helskiego fokarium, była wyjątkowo radosna. Skąd jednak tak olbrzymie powodzenie Bubasa wśród płci przeciwnej? Jak wskazują jego opiekunowie, podobno wynika z jego ogromnego spokoju wewnętrznego, lekkiej nieśmiałości i opiekuńczości. Bubasowi i jego partnerkom gratulujemy i czekamy na kolejne radosne doniesienia.
Poniżej foka Ania podczas badania USG
https://www.facebook.com/Fokarium/photos/pcb.2096322243757620/2096307207092457/?type=3&theater
Foka Ewa
https://www.facebook.com/Fokarium/photos/pcb.2096322243757620/2096307290425782/?type=3&theater
Akcja dla bezdomnych psów we wnętrzach szwedzkiego designu
Popularna sieć handlowa IKEA we włoskiej Katanii wpuściła w listopadzie do swych pomieszczeń bezdomne psy. Włosi z entuzjazmem podeszli do akcji dzięki której wiele z wypoczywających w sklepie psów znalazło nowe domy. Sprawę nagłośniły media społecznościowe, w których opublikowane zostały zdjęcia z wnętrz IKEA. W przeciągu jednego dnia udostępniło je 13 tysięcy osób zachwyconych inicjatywą, która również Wam przypadła do gustu.
https://www.instagram.com/p/BpcLUl1gwLp/?utm_source=ig_embed
Kiepski stand-up w uczelnianej auli
13 listopada w sieci internetowej zawrzało od doniesień na temat prezentacji wykładowcy Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie. Profesor Eugeniusz Grela, wyświetlił podczas wykładu na temat żywienia zwierząt rysunek ilustrującym seks oralny okraszony podpisem, że najwięcej witaminy jest w skórce. Oburzone kiepskim żartem studentki zamieściły zdjęcie z wykładu w mediach społecznościowych na profilu „Dziewuchy Dziewuchom”, zdjęcie trafiło także na profil Kliniki Prawa Weterynaryjnego wywołując prawdziwą burzę. Jedni nie widzieli w wystąpieniu nic niestosownego, uważając, że to nieszkodliwy żart, że oburzone dowcipem dziewczyny nie mają za grosz dystansu. Inni pisali, że profesorowi brak wyczucia, że jest to przykład jawnego seksizmu oraz że jest to obrzydliwe i sprośne. W kolejnych dniach sprawę nagłośniły: Gazeta Wyborcza, Spotted Lublin oraz Dziennik Wschodni,a głos w sprawie zabrał sam wykładowca, który przyznał, że nie widzi w dowcipie nic niestosownego, ale jednocześnie przeprasza wszystkich, którzy poczuli się tym wystąpieniem oburzeni. Sprawę skomentowała również rzeczniczka Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie twierdząc, że władze uniwersytetu „zdecydowanie potępiają działania o takim charakterze”, a za takie postępowaniu należy się wykładowcy upomnienie. Sytuacja była jednak wyraźnym sygnałem dla całego środowiska naukowego, że pewne zachowania, nawet jeżeli z założenia mają być dowcipem, nie są akceptowane.
https://www.facebook.com/282158162600940/photos/pcb.326005971549492/326005954882827/?type=3&theater
#MICRODOC czyli dr Piotr Konarski
Rybki akwariowe to trudny temat. Mało jest też specjalistów, którzy zajmują się ich leczeniem, bo leczenie ryb to prawdziwe wyzwanie. Po pierwsze jest ich 40 gatunków, po drugie są najsłabiej poznaną i opisaną grupą wśród kręgowców. Historia doktora Piotra Konarskiego w kontekście tych faktów tym bardziej zasługuje na aplauz. Zanim jednak został lekarzem weterynarii specjalizującym się w chorobach ryb zaczynał całkiem banalnie. Jako dziecko często łowił ryby, które przynosił do plastikowej wanienki w domu, lubił również opiekować się kotami, psami i rannymi gołębiami. Upragniony dyplom lekarza weterynarii zdobył na SGGW w 2000 roku po czym pracował w warszawskim Schronisku Na Paluchu, a następnie w kilku całodobowych klinikach, gdzie ujawniła się jego prawdziwa pasja. Następnie ukończył studia podyplomowe z leczenia ryb i wgryzał się w temat kilkanaście lat. Jak sam twierdzi problem w leczeniu ryb polega na tym, że nie można ich zdiagnozować na podstawie objawów zewnętrznych. Diagnostyka opiera się więc na badaniu ichtiopatologicznym pod mikroskopem. Ryby podobnie do ludzi cierpią z powodu bólu zęba, mają nowotwory, czasem muszą być operowane. Operacja taka jest prawdziwym wyzwaniem ze względu na gabaryty pacjenta. Konieczne jest operowanie pod lupą, rybka musi być cały czas mokra, a narzędzia do operacji przypominają te z domku dla lalek. Kolejnym problemem jest aparatura, której nie ma w sklepach. Nie stanowiło to jednak problemu dla doktora, który sam skonstruował aparat do narkozy dla swoich pacjentów. Brzmi to jak science-fiction, a jednak nim nie jest. Nic więc dziwnego, że doktor Konarski i jego fascynująca historia tak bardzo Was zaintrygowała. Materiał, który opublikowała Gazeta Wyborcza przeczytało na naszym profilu Facebook ponad 14 tysięcy osób.
Tłumy podczas XXVI Międzynarodowego Kongresu Medycyny Weterynaryjnej Małych Zwierząt PSLWMZ w Łodzi
Tegoroczny Kongres PSLWMZ okazał się frekwencyjnym sukcesem. Wnętrza Centrum Kongresowym Double Tree by Hilton w Łodzi odwiedziło łącznie 2190 uczestników, co jest niebywałą w porównaniu do lat ubiegłych liczbą. Dostanie się na większość wykładów, prowadzonych przez międzynarodowych specjalistów graniczyło z cudem, a transmisje wystąpień prelegentów na nośnikach medialnych w salach obok gromadziły również sporą grupę zainteresowanych tematyką lekarzy. Podobnie sytuacja wyglądała z firmami wspierającymi kongres. W tym roku we wnętrzach Hotelu Hilton pojawiło się aż 82 wystawców, którzy prześcigali się w przygotowanych na tą okazję poczęstunkach, toastach, gadżetach i innych atrakcjach. Nic dziwnego, że po kongresie fora internetowe zawrzały. Uczestnicy komentowali, że organizatorzy nie poradzili sobie z ilością uczestników. Inni twierdzili, że może i na salach był deficyt miejsc, ale wartość merytoryczna wykładów wynagradzała wszelkie minusy. Mimo organizacyjnych potknięć podkreślić należy, że Kongres Medycyny Weterynaryjnej Małych Zwierząt PSLWMZ z roku na rok zdobywa coraz większą popularność wśród lekarzy. Przypomnijmy, że jeszcze w 2014 roku odwiedziło go 800 uczestników, a cztery lata później już ponad 2000. To pokazuje jak z biegiem lat impreza zyskała na znaczeniu co z pewnością przełoży się również na lepszą organizację w kolejnych latach.
Opracowanie: redakcja