Dodano: 06.03.2019, Kategorie: Rozmowy
Praca okulisty jest wiecznym odgadywaniem zagadek
Rozmowa z lek. wet. Natalią Kucharczyk, prowadzącą wraz z lek. wet. Anną Cisło-Pakuluk Ośrodek Okulistyki Weterynaryjnej przy Przychodni Weterynaryjnej „Viva” we Wrocławiu.
Co sprawia, że lekarz weterynarii zakochuje się w okulistyce?
Nie wiem, co zachęciło innych, ale mnie urzekło dno oka. Wydawało mi się niezwykle pięknym obrazem schowanym wewnątrz oka. Od tego się zaczęło. Pojechałam na praktyki do lek. wet. Jacka Garncarza, by przełamać swoją fobię. Do tej pory, aby ktoś mógł podać mi krople do oka, musi mnie jednocześnie przytrzymywać, żebym nie uciekła. Pierwszego dnia praktyk bałam się, że ulotnię się z gabinetu albo zemdleję przy stole, ale nagle okazało się, że oko to nie tylko kulka, ale niezwykły wewnętrzny świat. Lek. wet. Jacek Garncarz okazał się być wspaniałym przewodnikiem i pozostał nim do dziś.
Praca okulisty jest wiecznym odgadywaniem zagadek po śladach. Chyba to sprawia, że się nie nudzimy. Codziennie układamy nowe puzzle.
Ilu specjalistów w tej dziedzinie jest obecnie w Polsce?
W Polsce nie ma specjalizacji z okulistyki, jako osobnej dziedziny. Trudno więc nas „policzyć”. Jednak jest ponad kilkanaście osób, które co rok szkolą się na konferencjach organizowanych przez ECVO (European College of Veterinary Ophthalmology), ESVO (European Society of Veterinary Ophthalmology) czy EESVO (East European Society of Veterinary Ophthalmology); jeżdżą na zagraniczne staże, warsztaty i aktualizują cały czas swoją wiedzę. Niestety nie ma w Polsce nikogo z tytułem dyplomaty ECVO, ale myślę, że niedługo ktoś z młodych lekarzy weterynarii pójdzie tą drogą i za kilka lat będziemy mogli się poszczycić taką osobą.
Mamy za to panelistę ECVO, czyli osobę uprawnioną do wydawania certyfikatów badania okulistycznego w kierunku chorób genetycznych i dziedzicznych oczu, jest nim lek. wet. Jacek Garncarz. Ja pokonałam 2/3 drogi do tego tytułu. Ostatni etap za rok, więc trzymajcie kciuki.
Jak wygląda droga lekarza, który pragnie specjalizować się w tej dziedzinie?
Jak już wspomniałam droga jest okrężna i wymaga wiele samozaparcia oraz pieniędzy. Szkoleń lekarzom weterynarii nikt nie refunduje, ani uczelnia, ani nikt poza nią. Warto wiedzieć, że koszt takich szkoleń to jednorazowo od kilku do kilkudziesięciu tysięcy złotych. Jeden kurs też nie wystarczy. Sprzęt okulistyczny również nie należy do tanich. Kardiolog potrzebuje dobrego USG. Okulista potrzebuje dobrej lampy szczelinowej, oftalmoskopu oraz pozostałych sprzętów diagnostycznych, w tym również USG czy ERG. Jesteśmy też chirurgami, co oznacza, że niezbędny jest zakup narzędzi oraz specjalistycznego sprzętu. Przygotowanie siebie oraz swojego stanowiska pracy, to ogromna inwestycja. By być okulistą nie wystarczy fluoresceina i latarka.
Czy ma Pani swojego mentora?
Tak. Mam dwóch i powiedziałabym, że pobocznego.
Pierwszym był lek. wet. Jacek Garncarz. To on pomógł mi przełamać mój strach i zamienić go w pasję. Prowadził mnie na początku mojej drogi. To również dzięki niemu rozpoczęłam szkolenie na panelistę ECVO. Zawdzięczam mu również wiele okulistycznych przygód, jak np. wizytę u słonicy Erny w Warszawskim Zoo.
Drugim jest prof. Peter Bedford. Po latach okazało się, że po naszym drugim spotkaniu, na jednym z kongresów, chciał mi zaproponować staż, ale los sprawił, że nie udało nam się o tym porozmawiać. Sprawa wróciła jednak po kilku latach, w związku z przygotowywaniem się do egzaminów ECVO. 1,5 roku temu rozpoczęłam cykl wyjazdów, w trakcie których wspólnie badamy psich i kocich pacjentów. To niezwykły człowiek. Jest dla mnie wzorem i wsparciem. Nasza współpraca zaowocowała nie tylko pogłębieniem mojej wiedzy, ale i ciekawymi odkryciami, które mam nadzieję niedługo uda nam się po kolei opublikować.
Mentorem pobocznym, a raczej wsparciem jest lek. wet. Paweł Stefanowicz. To on, wraz z lek. wet. Jackiem Garncarzem, przekonał mnie, że powinnam „wyjść do ludzi” i poprowadzić jakiś wykład. Obydwaj wiedzą, jak bardzo tego nie lubię i jak ogromny jest to dla mnie stres. Maskuję go podobno dobrze „gadaniną”, jak już zacznę, ale nie zmienia to faktu, że jest to dla mnie za każdym razem ogromne wyzwanie. Lek. wet. Paweł Stefanowicz jest też „moim człowiekiem” w kwestii nowinek okulistycznych – zabiegów, implantów, leków. Mamy podobną skłonność do zachwycania się nowymi możliwościami.
Wszystkim trzem Panom jestem ogromnie wdzięczna za udzielane wsparcie, gdyż jak wiele osób wie, nie była to dla mnie łatwa droga, aby pokazać, że znam się choć trochę na okulistyce.
Co jest największym wyzwaniem w pracy okulisty zwierząt?
Zmierzenie się z właścicielami zwierząt oraz tendencją do weryfikowania wiedzy lekarza na forach i grupach społecznościowych. Myślę, że to nie tylko kwestia nas okulistów, a wszystkich lekarzy. Stawiani jesteśmy na równi z opiniami kolegów, koleżanek, a czasem nieznanych osób wypowiadających się w internecie. W poprzednim tygodniu przyszła do mnie właścicielka psa, który został zdiagnozowany 1,5 roku wcześniej. Pies już wtedy miał ostrożne rokowanie, co do zachowania gałki ocznej. Właścicielka dostała zalecenia. Na wizycie po 1,5 roku, gdy okazało się, że pies nie widzi i bardzo cierpi, a gałka tak naprawdę powinna być usunięta, właścicielka przyznała się, że koleżanka namówiła ją, by odłożyła leki, bo jako stara „psiara” zna się na tym i nie ma potrzeby, by „męczyć psa kroplami”.
Oczywiście wszystko jest kwestią wyrobienia sobie autorytetu i tego, jaki kontakt nawiązujemy z właścicielem. Tego, czy nam uwierzy i zaufa. Jednak widząc wpisy i komentarze na grupach społecznościowych dla właścicieli często myślę, że gdzieś jednak pozamieniały się role i autorytety, skoro tuż po wizycie weryfikujemy fachową wiedzę w mediach.
Z jakimi mitami na temat problemu ze wzrokiem u zwierząt musi się Pani mierzyć w swojej praktyce?
Przede wszystkim tego, że zwierzę widzi czarno-biało, a to nie prawda. Wiele osób nie zwraca też uwagi na to, czy zwierzę naprawdę widzi dobrze. Często psy trafiają do okulisty, gdy jest już za późno. Nie zawsze można winić za to właściciela, gdyż zwierzęta, a w szczególności koty, świetnie maskują deficyty widzenia.
Myślę jednak, że coraz więcej ludzi wie, że są lekarze weterynarii zajmujący się okulistyką. Świadomość rośnie, co daje nam większą szansę, by pomagać zwierzętom na wczesnych etapach choroby, a nie tylko stwierdzać stan końcowy.
Czy są określone gatunki zwierząt lub rasy psów, które mają większe predyspozycje do problemów ze wzrokiem?
Tak. Zdecydowanie rasy brachycefaliczne przodują w statystykach. Co ciekawe, pokutuje wciąż mit, że te rasy „tak mają”. Mogą intensywnie łzawić, mieć zacieki pod oczami. Wiele osób ignoruje fakt, że musi być ku temu jakaś przyczyna, jak np. rzęsy dwurzędowe, wwijanie się powiek (entropium), niedrożne kanaliki czy alergia. To tylko kilka z całego worka przyczyn. Rasy brachycefaliczne ze względu na krótki nos mają też predyspozycję do urazów rogówki, bo gdzie nos, tam i oko pójdzie.
Jakie schorzenia są najczęstsze?
Nie ma najczęstszych schorzeń. To zależy od rasy i gatunku. Jedne rasy mają często wady powiek, inne zaćmę. Wszystko zależy od tego, jaka rasa jest aktualnie najbardziej popularna. Takie wtedy mamy statystyki.
Jakie znaczenie dla zwierząt ma utrata wzroku?
Duże, ale nie kluczowe dla dalszego komfortu życia. Wzrok nie jest podstawowym zmysłem dla zwierząt. Wielu właścicieli obawia się, że niewidome zwierzę sobie nie poradzi i wymaga eutanazji. To nieprawda. Oczywiście są zwierzęta, które potrzebują więcej czasu, by „przestawić się zmysłowo”, ale większość radzi sobie bardzo dobrze. Mam swoje ukochane dwa psy, którym musieliśmy usunąć obydwie gałki. Do tej pory otrzymuję filmiki ze spacerów, gdzie psy biegają za patykami, ringo, czy same buszują po lesie.
Czy praca ze zwierzętami udomowionymi w diametralny sposób różni się od pracy ze zwierzętami dzikimi?
Oczywiście. Podejmujemy wtedy zupełnie inne środki ostrożności, choć wszyscy wiemy, że czasami najgroźniejszy jest ten najspokojniejszy, ukochany York, który nigdy nikogo by nie ugryzł. Praca ze zwierzętami dzikimi jest dla mnie zawsze niezwykłym przeżyciem, nie tylko okulistycznym. Wymaga ode mnie poszerzenia wiedzy, odnajdywania ciekawostek. Uwielbiam moją współpracę z Przychodnią weterynaryjną Arka z Nysy i panią Martą, która przyjeżdża do nas z dzikimi ptakami. Jestem zawsze pod ogromnym wrażeniem jej wiedzy, spokoju i obycia z tymi dzikimi zwierzętami. Wspólnie odkrywamy nowe lądy w okulistyce ptaków, co nas bardzo cieszy.
Wielu właścicieli zwierząt dziwi się, że w naszym kraju dokonywane są zabiegi usuwania zaćmy, czy ta niewiedza wynika z niskiej świadomości właścicieli zwierząt, czy złej woli lub traktowania tego typu zabiegów jako fanaberii właściciela?
Muszę niestety przyznać, że wynika to nie tylko z niewiedzy, ale i wprowadzania w błąd przez lekarzy weterynarii. Wielu właścicieli przyjeżdża do nas i jest zaskoczonych, że jednak można zwierzę zoperować. Wcześniej usłyszeli od lekarzy, że nie warto, że zbyt duże ryzyko, po co, że to szkodliwe, bądź za drogie. Myślę, że pacjenci operowani przez tak wiele lat i w Polsce, i na świecie są dowodem na to, że warto i można. Wiem również, że właściciele zwierząt mieszkających za naszą zachodnią granicą mogą potwierdzić, że w Polsce zabieg jest ten wręcz tani. Oczywiście ze względu na różnice gatunkowe między nimi, a ludźmi operacja jest obarczona większym ryzykiem. Jednak jeśli zwierzę nie widzi, a może znów widzieć, to przecież nic już nie mamy do stracenia. Możemy tylko zyskać. W Polsce jest już wiele miejsc, gdzie można taką operację wykonać. I jak myślę, my wszyscy możemy się pochwalić tymi widzącymi, szczęśliwymi pacjentami.
Jak zwierzęta z długotrwałym problemem ze wzrokiem reagują na jego odzyskiwanie?
Zazwyczaj jest to po prostu radość. Bardzo lubię ten moment, gdy to pies wprowadza właściciela do gabinetu na wizytę kontrolną. Ogromną radością są też dla mnie filmy przesyłane mailowo czy na Facebooku. Czasami publikujemy je na naszej stronie. Mam wrażenie, że zwierzęta po prostu nie rozpamiętują wielu lat w ciemności. Cieszą się tym, co tu i teraz. Pięknie jest móc to obserwować wraz z właścicielami.
Jaki był najciekawszy albo najtrudniejszy przypadek w Pani praktyce?
Najciekawszych był ogrom. Najtrudniejsze są te, przed którymi właśnie stajemy i próbujemy rozwiązać. Przecież poprzednie są już łatwe. Mam wrażenie, że wyścig o ten tytuł ciągle trwa. I to mnie cieszy. Najciekawszy może się wydawać słoń badany przez ERG lub usunięcie zaćmy u sowy. Dla mnie to czasami skomplikowany przypadek ogólny lub nowe odkrycie genetyczne u rasy, która wcześniej nie miała udokumentowanej danej choroby.
Cieszę się, że nie mogę powiedzieć, że ten przypadek „naj” już miałam. Ciągle czekam na następne wyzwania i projekty. Jestem w toku trzech bardzo ciekawych badań. Lek. wet. Jacek Garncarz ostatnio postawił też przed nami nowe wyzwanie względem zwierząt dzikich, ale póki co ciii… bo jeszcze się nie uda.
Jak widzi Pani przyszłość okulistyki w Polsce pod względem edukacji oraz wykorzystywanych w niej nowych technologii?
Bardzo obiecująco. Bardzo! Po prostu róbmy, badajmy, nie bójmy się nowych wyzwań. Polska na pewno nie jest żadnym szarym końcem. Myślę, że w kolejnych latach będziemy mogli być tylko coraz bardziej dumni z naszej polskiej okulistyki weterynaryjnej.
Opracowanie:
Małgorzata Kaczor
Zdjęcia:
Dzięki uprzejmości lek. wet. Natalii Kucharczyk