Dodano: 25.08.2014, Kategorie: Rozmowy
Nie przekraczamy prędkości
Z Wiktorem Jezierskim i lek. wet. Anną Jezierską-Kupką, właścicielami gabinetu Doggy Dream w Opolu, o wykorzystaniu profesjonalnego ambulansu w codziennej praktyce weterynaryjnej rozmawia Michał Chojnacki.
Skąd wziął się pomysł, aby uruchomić karetkę dla zwierząt?
Wiktor Jezierski: Jeszcze zanim w ogóle otwarliśmy gabinet weterynaryjny, już miałem ten pomysł w głowie i wiedziałem, że chcę go zrealizować. Jednak nie ukrywam, że takim ostatecznym impulsem, żeby to zrobić, było kupienie karetki przez lecznicę Smartvet z Katowic. Wyszedłem z założenia, że jeśli firma z Niemiec wprowadziła już takie rozwiązanie i ono się sprawdza, to dlaczego nie miałoby zadziałać tutaj. Ponadto, zakładamy, że obsługujemy pacjentów całą dobę, choć w gabinecie nie mamy dyżuru. Często były takie przypadki, kiedy ktoś dzwonił o 1 w nocy, że zaraz przyjedzie ze zwierzakiem. Lekarze przyjeżdżali wtedy do gabinetu i 20-30 minut czekali na pacjenta. Zarówno właściciel zwierzęcia, jak i lekarze musieli dojechać na miejsce i wszystko się przez to wydłużało. Uznaliśmy więc, że w takiej sytuacji lepiej wpakować sprzęt na samochód i samemu wybrać się do klienta.
Jakie możliwości daje taki pojazd?
WJ: Pozwala zaoferować całkiem inny serwis. Powiedzmy, że mamy klientkę, która akurat jest sama w domu z małym dzieckiem. I coś złego dzieje się ich labradorowi, ważącemu 40 kg. Już nawet zakładając, że ta osoba ma prawo jazdy i pod ręką samochód, to nie weźmie szybko dziecka do jednej ręki, do drugiej ciężkiego psa i nie będzie jechać kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt kilometrów do gabinetu. Albo będzie musiała znaleźć pomoc w transporcie, albo będzie szukać opiekunki do dziecka. To będzie kłopot dla niej, ale też dla psa – ten dodatkowy czas może decydować o jego przeżyciu. My możemy do niej dojechać, na miejscu zbadać psa, pomóc mu lub jeśli będzie trzeba, zabrać do gabinetu.
Anna Jezierska-Kupka: W rzeczywistości są to często proste sytuacje. Zdarzało się, że jeździliśmy karetką kilkaset metrów, do bloku obok, bo starszy pan nie był w stanie znieść swojego psa po schodach.
Czy potrzebny jest od razu specjalistyczny pojazd? Nie wystarczą zwykły samochód i torba lekarska?
AJK: Kiedyś jeździliśmy zwykłym samochodem, ale karetka daje o wiele większe możliwości. Owszem, nie można być przygotowanym na wszystko, jednak w karetce wyposażenia jest o wiele więcej. Jest też więcej miejsca do transportu. Mieliśmy na przykład taką sytuację, gdy właściciel chciał pożegnać się ze swoim starym, umierającym już psem, ale nie miał jak przewieźć go do lecznicy. Zadzwonił po nas, zabraliśmy psa na nosze, do karetki i zawieźliśmy do gabinetu. Przez całą drogę właściciel mógł mu towarzyszyć. Karetka pozwala robić rzeczy, których normalnym samochodem zrobić się nie da.
Co znajduje się na jej wyposażeniu?
WJ: Więcej niż ma niejeden mały gabinet. Karetka ma własne zasilanie, można też podłączyć zasilanie zewnętrzne. Między innymi jeżdżą w niej: stół, nosze, USG, mikroskop, zestaw do szycia czy butla z tlenem medycznym.
AJK: Nie ma RTG, co często rozczarowuje klientów. Przede wszystkim jest tam wszystko, aby uratować życie w nagłych wypadkach i by przeprowadzić podstawowe czynności weterynaryjne.
WJ: Jeszcze przed zakupem karetki często czytałem na forach o sytuacjach, gdzie lekarzy przyjeżdżał na wizytę z torbą i nie potrafił na miejscu pomóc pacjentowi. W efekcie klient i tak musiał zawozić zwierzaka do gabinetu. Dlatego karetka musi mieć odpowiednie wyposażenie.
Jeździcie do swoich klientów czy jesteście raczej wzywani przez urzędników i policję?
WJ: Różnie, przeważają wezwania od osób prywatnych. Powiedziałbym, że wezwania przez gminę to około 20% wszystkich przypadków.
AJK: Wezwania bardzo często zdarzają się w dni wolne i w środku nocy. Prawdziwe urwanie głowy mamy w święta i Nowy Rok. W ostatniego sylwestra karetka wyjechała o 8 i wróciła dopiero o 18, jeździliśmy bez przerwy od jednego pacjenta do drugiego.
Jakie to są najczęściej wezwania?
WJ: Odbieramy telefony przez całą dobę. Przeważnie są to jednak wezwania nocne, między 21 a 1 w nocy. Do przeróżnych przypadków, od przecięcia łapy na spacerze, po ukąszenia żmii, potrącenia czy problemy z oddychaniem.
AJK: Są też trochę niepoważne telefony, np. w sprawie kota, który już od tygodnia ma biegunkę, a właściciel postanowił, że trzeba coś z tym zrobić dopiero w sobotę o północy. Albo do wyciągnięcia kleszcza. Zdarzył się nawet telefon o godzinie 23 od osoby, która chciała kupić kołnierz dla królika.
WJ: Można powiedzieć, że w tygodniu wyjeżdżamy mniej więcej co drugi dzień, a piątek, sobota, niedziela to minimum kilka wyjazdów. W miesiącu to w sumie co najmniej kilkanaście wyjazdów.
Jakie były najciekawsze lub najtrudniejsze przypadki, do jakich pojechaliście?
AJK: Zaraz po tym jak kupiliśmy karetkę, otrzymaliśmy wezwanie do psa, który od kilku dni nie jadł i był w kiepskim stanie. Na miejscu został zbadany, a następnie zabrany do gabinetu, gdzie go otworzyliśmy. Okazało się, że zwierzak został postrzelony i jeśli dobrze pamiętam, śrut utkwił w okolicy jelit. Innym razem trzeba było na miejscu szyć psa, który w nocy próbował przeskoczyć przez płot i zawisł na nim. Został tam kilka godzin, właściciele dopiero rano zorientowali się, co się stało. Takich przypadków, kiedy jechaliśmy do klienta, a na miejscu okazywało się, że przypadek jest ciężki i trzeba zabrać go na nosze i od razu na zabieg, było już kilka.
Jakie są ograniczenia, jeśli chodzi o wykonanie czynności weterynaryjnych w karetce?
WJ: To delikatny temat. Nie można wykorzystywać karetki, żeby np. przeprowadzić akcję sterylizacji na jakimś osiedlu. Zakładamy, że wykonujemy w niej czynności ratujące życie. Jedziemy do wypadku, policja stoi na kogutach i zajmuje się poszkodowanymi ludźmi, a my ratujemy zwierzaka. W przepisach nie ma w tej chwili czegoś takiego jak karetka dla zwierząt.
Odchodząc trochę od tematu, to uważam, że przepisy w weterynarii powinny się zmienić nie tylko w odniesieniu do karetek. Także te dotyczące reklamy, cenników. To utrudnienie dla lekarzy i dla klientów. Ludzie na własną rękę szukają, dzwonią po kilku gabinetach, pytają o ceny. To strata czasu zarówno dla nas, jak i dla klientów. O wiele prościej byłoby wejść na stronę internetową i sprawdzić wszystkie dane.
A przepisy drogowe? Używacie syreny?
WJ: Kupiliśmy ten samochód jako prawdziwą zarejestrowaną karetkę. W związku tym moglibyśmy jeździć na kogutach. Pojazd uprzywilejowany to jednak nie tylko koguty, ale np. farba fluorescencyjna, którą jest pomalowany. W momencie kiedy ją zdarliśmy, karetka przestała być takim pojazdem. Oklejenie jej naszymi grafikami, logiem lecznicy itd. spowodowało, że straciliśmy taką możliwość. Jest teraz pojazdem specjalistycznym, ale nie uprzywilejowanym. A niebieskich kogutów nie można wozić nawet w bagażniku prywatnego samochodu, dlatego zamontowaliśmy pomarańczowe.
Karetka ma wszystkie syreny, jednak w tej chwili są one odłączone. Kiedyś pracowała na niemieckich autostradach, gdzie musiała być dobrze słyszana, więc kiedy jeden jedyny raz je włączyłem, zresztą w niedzielę o godzinie 20, to nie było to przyjemne.
Jak traktują was inni kierowcy?
AJK: Kierowcy są bardzo mili. Mimo iż nie jesteśmy pojazdem uprzywilejowanym, to zjeżdżają nam z drogi. Generalnie, póki jest jasno, to wiele samochodów przepuszcza nas i ustępuje miejsca. Ale w nocy przez kolor kogutów z daleka wyglądamy jak śmieciarka, więc trudniej liczyć na jakąś szczególną uprzejmość.
A jak reaguje policja?
AJK: Nie przekraczamy prędkości. Ale policja chyba nie bardzo wie, co z nami zrobić (śmiech). Na początku trochę baliśmy się jeździć na kogutach.
WJ: Policja nie może nam niczego zarzucić, bo karetka jest samochodem specjalistycznym i jest to wbite w jej dowód rejestracyjny. Inna sprawa, że to przecież policja często nas wzywa, więc głupio byłoby zatrzymywać kogoś, z kogo pomocy korzystają. Zresztą, już nas tutaj znają.
Chcielibyście mieć w przyszłości więcej karetek?
Na Opole i okolice jeden taki pojazd w zupełności wystarczy. Bez problemu jesteśmy w stanie przejechać do wszystkich okolicznych miejscowości.
Myślicie, że w Polsce takich karetek, jak wasza będzie już wkrótce więcej?
WJ: Myślę, że tak. Był boom na RTG, na USG, teraz wszyscy zaczynają robić rehabilitację. Za niedługo będą karetki.
AJK: Może nie będzie to od razu boom, bo kupić USG jest jednak łatwiej niż samochód specjalistyczny. Dlatego nie będzie to na wielką skalę, ale na pewno kilka się pojawi. Jest wiele dużych lecznic, które mają nocne dyżury i duże zespoły lekarzy, a więc ludzi, którzy mogą taką karetką jeździć.
WJ: Trzeba doskonalić ofertę. Większość lekarzy wyznaje jeszcze filozofię, że to klient ma przyjść do nich. A ja myślę, że te czasy się kończą i to my musimy wychodzić do klienta. Trzeba szukać rozwiązań, które nas wyróżnią. Zresztą mam jeszcze kilka pomysłów, jak to zrobić, ale wolałbym ich na razie nie zdradzać. Może porozmawiamy o nich w przyszłości.