Dodano: 04.09.2024, Kategorie: Rozmowy, Weterynarz za granicą
British dream, czyli wszystko o pracy weterynarza na Wyspach
Rozmowa z lek. wet. Marią Zaczek, absolwentką Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu, autorką bloga o życiu i pracy młodej lekarki weterynarii w Wielkiej Brytanii, WeteryMaria.
Jak to się stało, że rozpoczęłaś pracę w Wielkiej Brytanii?
Można powiedzieć, że był to jeden wielki zbieg okoliczności. Prawie dwa lata temu gdy wróciłam na 6 rok studiów do Wrocławia, nie miałam pojęcia co chcę robić i w którą stronę iść. Prawie połowę studiów spędziłam w Hiszpanii i wszyscy znajomi pytali czy po uzyskaniu dyplomu wrócę tam do pracy, jednak w Hiszpanii młodym lekarzom weterynarii niestety jest ciężko się utrzymać i jednocześnie rozwijać, konkurencja jest tam bardzo duża, a pensje lekarzy po studiach podobne do tych w Polsce. Koniec studiów i moment otrzymania dyplomu zbliżał się wielkimi krokami, a ja nadal nie miałam konkretnego planu, aż w końcu na skutek kilku przypadkowych rozmów i zbiegów okoliczności wpadłam na to, co nagle wydało się oczywiste – wyjazd na zagraniczny staż. Dokąd? Odpowiedź była prosta. Gdzie indziej można w Europie pojechać , aby uczyć się od najlepszych ekspertów medycyny weterynaryjnej, a przy okazji doszlifować język angielski? Oczywiście do Wielkiej Brytanii.
Na studiach ciężko wyjechać na wymianę do krajów angielskojęzycznych, gdyż na uczelniach w UK program Erasmus praktycznie nie istnieje. Szybko zaczęłam działać, wypytywać znajomych, napisałam CV po angielsku, wysłałam niezliczoną ilość maili i z pomocą kilku wspaniałych osób udało się. Na początku stycznia, dosłownie tuż przed końcem studiów, złożyłam wszystkie dokumenty potrzebne do wyjazdu na staż z Erasmusa do kliniki w UK, a tydzień później dostałam informację, że się dostałam. Tym sposobem wiosną, zaraz po absolutorium, gdy w Polsce były ogromne upały, ja po raz pierwszy w życiu wsiadałam do samolotu lecącego do Anglii, gdzie na miejscu przywitało mnie 15 stopni i deszcz, a następnie pojechałam do małej miejscowości na wybrzeżu północnej Anglii na 3 miesięczny staż i… wsiąknęłam.
Już po pierwszych tygodniach w klinice zdecydowałam, że to tu chcę stawiać swoje pierwsze kroki w byciu samodzielnym lekarzem i ani przez moment nie żałowałam tej decyzji.
Jakie kroki należy podjąć po ukończeniu studiów, aby pracować jako lekarz weterynarii w Anglii? Z jakimi formalnościami wiąże się taki wyjazd?
Muszę przyznać, że papierologii przy organizacji wyjazdu do Anglii trochę jest, więc najlepiej wziąć kilka głębszych wdechów, policzyć do dziesięciu i podejść do tematu na spokojnie. Na szczęście strona internetowa RCVS czyli Brytyjskiej Izby Lekarsko-Weterynaryjnej jest dość przejrzysta i ułatwia przejście przez ten etap w miarę bezbolesny sposób.
Przede wszystkim musimy przygotować oryginał dyplomu ukończenia studiów w obu językach – polskim oraz angielskim, kopię paszportu lub dowodu osobistego (dopóki Anglia jeszcze nie zdecydowała się opuścić Europy na dobre), wypełniony formularz ze strony RCVS oraz tzw. letter of good standing – czyli dokument wystawiany przez Polską Izbę Lekarsko-Weterynaryjną, uczelnię lub inną instytucję, który poświadcza, że jesteśmy porządnymi obywatelami i nie mamy na swoim koncie żadnych przewinień. Dokument ten oraz dyplom muszą być przetłumaczone na język angielski przez tłumacza przysięgłego, więc nie jest to takie „hop-siup” i nie uda się załatwić tego w jedno popołudnie, ale gdy już uda nam się uzbierać wszystkie dokumenty wraz z tłumaczeniami i przesłać ich skany do RCVS, należy jeszcze tylko uiścić opłatę rejestracyjną oraz umówić się tam na określony dzień i godzinę na spotkanie. Następnie pozostaje już tylko pakowanie walizki na wycieczkę do Londynu, gdzie musimy się stawić wraz z teczką z oryginałami dokumentów w wyznaczonym dniu spotkania w Royal College, gdzie składamy przysięgę, dostajemy numer i… misja wykonana, możemy praktykować na terenie UK!
Czy nasz dyplom jest tam uznawany czy trzeba go nostryfikować?
Tak, na całe szczęście nie ma z tym żadnego problemu, dyplomy ze wszystkich polskich uczelni bez zastrzeżeń są nadal uznawane przez RCVS, potrzebujemy jedynie przetłumaczyć nasz dyplom na język angielski, chyba że – tak jak ja – dostaniecie go w obu wersjach językowych od razu na absolutorium. Wydaje mi się, że była u nas na uczelni pobierana za tę przyjemność dodatkowa opłata, ale warto zainwestować te parę złotych, gdyż można zaoszczędzić dzięki temu na tłumaczu przysięgłym. W większości wypadków nie jest potrzebny też żaden dokument poświadczający umiejętności językowe. Oczywiście trzeba mówić po angielsku przynajmniej komunikatywnie, ale nie są wymagane oficjalne egzaminy, wystarczy napisać w formularzu czy znamy język i w jakim stopniu. No i przy okazji, formularz jest po angielsku, więc samo to sprawdza naszą znajomość języka.
Niestety ciągle nie wiadomo jak będzie wyglądało uznawanie dyplomów nowych lekarzy weterynarii z Europy, którzy będą chcieli zarejestrować się w RCVS po Brexicie, ale wszyscy lekarze, którzy zarejestrowali się wcześniej mają zagwarantowaną dalszą możliwość pracy na wyspach w przyszłości.
Czy łatwo znaleźć pracę w Anglii, od czego warto zacząć poszukiwania?
W Wielkiej Brytanii niedobór pracowników w weterynarii jest ciągle ogromnym problemem, lekarzy jest „jak kot napłakał” i znam przypadki klinik, które musiały zawiesić działalność, bo nie mogły znaleźć lekarza weterynarii na stałe. Można zatem powiedzieć, że dziecinnie łatwo jest znaleźć pracę lekarzowi weterynarii. Niestety medal ma dwie strony. Nieraz kliniki szukają kogokolwiek, kto zapełni lukę w grafiku w związku z czym, aby znaleźć dobrą pracę, w miejscu, gdzie będziemy się rozwijać, mieć wsparcie, ale też swobodę działania, czasem trzeba się naszukać.
Przed tym zanim zaczniecie odpowiadać na ogłoszenia o pracy z pewnością warto rozpocząć proces rejestracji w RCVS, ponieważ jeżeli macie przynajmniej wyznaczoną datę spotkania w Izbie, jest to znak dla pracodawcy, że faktycznie możecie pracować na stanowisku lekarza weterynarii w Anglii. Bez tego ciężko komuś brać wasze zgłoszenie na poważnie, więc zdecydowanie radziłabym zacząć rejestrację jak najszybciej.
Na pewno jednym z pierwszych kroków powinno być napisanie dobrego CV po angielsku, co ważne, bez zdjęcia! Kolejna istotna informacja dla „świeżaków” zaraz po studiach – to, że nie macie doświadczenia w pracy w zawodzie nie znaczy, że nikt was nie zatrudni. Kliniki bardzo chętnie zatrudniają New Graduates – sama swoją pierwszą pracę jako lekarka zaczęłam w UK, więc to nie doświadczenie decyduje o tym czy znajdziecie pracę.
Szukając pracy nie warto brać również pierwszej lepszej oferty, która nam się nawinie, a znacznie lepiej przyjrzeć się temu: czy klinika nam odpowiada, jaka jest tam atmosfera, czy lekarze nie uciekają stamtąd po kilku miesiącach pracy. Jak wszędzie, można przecież trafić na wspaniałe miejsce, ale i niekoniecznie dlatego warto się przyjrzeć uważniej klinice i nie mówić TAK tylko dlatego, że ktoś dał nam ofertę pracy.
Bardziej szczegółowo o tym jak się do tego zabrać, gdzie szukać i na co zwracać uwagę przeglądając ogłoszenia napisałam jakiś czas temu na moim blogu – https://weterymaria.wordpress.com/2019/06/23/jak-ugryzc-vet-prace-za-granica/ ,więc osoby, które pragną zgłębić ten temat zapraszam do klikania i czytania. Staram się wrzucać na blogu wiele przydatnych informacji na temat tego, jak wygląda praca lekarza weterynarii w Anglii.
Jak Brexit wpływa na sytuację lekarzy weterynarii w Anglii, co zmieniło się pod względem formalnym?
Na razie w kwestii formalności nie zmieniło się nic, ale widmo Brexitu wisi nad nami i całe środowisko lekarsko-weterynaryjne przygotowuje się na wyzwania, jakie przyniesie. Lekarz weterynarii jest obecnie zarejestrowany jako zawód chroniony, został dodany do oficjalnej The Shortage Occupation List i jest prawie pewne, że lekarze już pracujący w Anglii nie będą mieli żadnego problemu z pozostaniem tutaj.
Jednym z pomysłów Izby jest utrzymanie uznawania dyplomów uczelni, które są uznane przez EAEVE i funkcjonują na liście jako zatwierdzone lub akredytowane, natomiast absolwenci pozostałych uczelni musieliby podejść do egzaminu sprawdzającego wiedzę i umiejętności lekarza. Na obecną chwilę wydziały w Warszawie, Wrocławiu, Olsztynie i Lublinie funkcjonują na liście jako uznane, natomiast wydziały w Poznaniu i Krakowie nie znajdują się na niej. Stawia to pod znakiem zapytania jak będzie wyglądała możliwość rejestracji absolwentów tych wydziałów po wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej.
Jednak do końca nie wiemy jak to będzie wyglądało.
Jakie są różnice pomiędzy pracą lekarza weterynarii w Polsce i w Anglii?
Różnic jest sporo, a jedną z pierwszych rzeczy, które rzuciły mi się w oczy po przyjeździe do Anglii jest podział obowiązków w klinice. W Wielkiej Brytanii praktycznie nie istnieją jednoosobowe gabinety weterynaryjne, w klinikach lekarzy weterynarii jest najmniej z całego personelu i zawsze pracuje z nimi zespół pielęgniarek weterynaryjnych, recepcjonistów, managerów i innych osób, które dbają o to żeby wszystko działało jak należy. Nawet najmniejsza przychodnia to zawsze zespół ludzi i to dzięki współpracy pomiędzy nimi, lekarz może skupić się na diagnozowaniu i leczeniu, a całą resztę pracy pomaga ogarnąć personel pomocniczy.
Kolejnymi różnicami jest to, że w Anglii istnieją niespotykane w Polsce ubezpieczenia dla zwierząt, które często pokrywają koszty leczenia jeżeli zwierzak zachoruje, a także to, że wiele gabinetów i szpitali nie jest prywatna, tylko należy do jednej z 6 wielkich korporacji weterynaryjnych działających w Wielkiej Brytanii. W związku z tym znajdziemy w Anglii sieciówki gabinetów weterynaryjnych, które opanowują dziś już ponad 1/3 rynku weterynaryjnego.
To, co najbardziej podoba mi się w pracy w Anglii, to niesamowita współpraca pomiędzy lekarzami oraz klinikami. Każdy lekarz może zwrócić się o pomoc do kliniki referencyjnej czy szpitala uczelnianego, o poradę jeżeli ma przypadek, który go nurtuje lub nie jest pewien jak powinien dalej z nim postąpić i może być pewien, że tę pomoc otrzyma.
Zawsze istnieje również możliwość odesłania pacjenta na konsultację i leczenie do innego specjalisty i nie trzeba się martwić czy taki pacjent do nas wróci. Klinika referencyjna nigdy nie „podbierze” nam klientów i jeżeli odsyłamy pacjenta do kardiologa, możemy być pewni, że dostaniemy wszystkie informacje o diagnostyce oraz leczeniu z powrotem, a pacjent do nas powróci. Mam nadzieję, że w Polsce niedługo też będziemy działać w ten sposób, gdyż specjalizacja lekarzy jest coraz większa i już nie sposób robić wszystkiego od A do Z pojedynczo. Gdy wszyscy gramy do jednej bramki i współpracujemy między sobą, pacjenci otrzymują najlepszą możliwą opiekę, a my jesteśmy w stanie rozwijać się o wiele szybciej i sprawniej.
Czy lekarze weterynarii faktycznie żyją na bardzo wysokim poziomie w Anglii, czy to jest mit?
Na pewno początki kariery w Anglii są łatwiejsze niż początki młodego lekarza w Polsce, który zwykle zaczyna swoją przygodę z „dorosłym życiem” od stażu, na którym dostaje jedynie stypendium z Urzędu Pracy. Za pensję młodego lekarza weterynarii zaraz po studiach w UK może nie kupimy sobie Lamborgini, ale bez problemu jesteśmy w stanie wynająć mieszkanie, przeżyć i jeszcze coś odłożyć. Oczywiście wydatki na życie zależą od tego w jakiej części Wielkiej Brytanii mieszkamy i o wiele więcej zostanie nam w kieszeni jeżeli będziemy mieszkać na północy Anglii niż w Londynie, ale ogólna zasada brzmi tak: że będąc lekarzem nawet z zerowym doświadczeniem, nie trzeba się martwić o przetrwanie. Oczywiście wraz z doświadczeniem wynagrodzenie idzie w górę, a specjaliści pracujący w referralach zarabiają już zwykle naprawdę dobre pieniądze, więc ogólnie można powiedzieć, że lekarze weterynarii w Anglii „nie klepią biedy”, ale też nie zarabiamy tutaj (niestety!) grubych milionów. Wciąż w porównaniu z lekarzami medycyny ludzkiej, dentystami czy nawet hydraulikami wynagrodzenie lekarza weterynarii to znacznie skromniejsza wypłata.
Czy to prawda, że połowa lekarzy weterynarii w Anglii to emigranci?
Środowisko lekarskie w Anglii jest bardzo wielokulturowe . Co roku połowa lekarzy weterynarii rejestrujących się w RCVS to osoby spoza UK i można to zaobserwować w każdej klinice, gdzie lekarze to mieszanka osób z każdego zakątka Europy i świata. Nawet strona tutejszej Izby Lekarsko-Weterynaryjnej zawiera informacje dla lekarzy wszelkich narodowości, więc od początku widać, że nastawienie do osób spoza UK jest bardzo przyjazne. Sama mam w pracy znajomych z Hiszpanii, Włoch, Węgier, Francji, Grecji, USA oraz Hongkongu i nikogo z klientów nie dziwi, że lekarz, który leczy ich pupila nie pochodzi z Anglii. Warto podkreślić, że lekarze traktują się tu w większości z ogromnym szacunkiem, nie podważają swoich decyzji i nikt nie patrzy na nikogo z góry, ponieważ nie studiował w UK.
Co przyciąga ludzi z całego świata do pracy właśnie w tym kraju?
Wydaje mi się, że czynników jest wiele. Wielka Brytania to bardzo otwarty kraj, ludzie są tolerancyjni i dla wszystkich naturalnym jest, że społeczeństwo jest mieszanką narodowości i kultur. Dzięki temu nawet gdy ktoś nie jest stąd to nie „odstaje” od normy, bo normą jest to, że każdy jest inny. Nie bez znaczenia jest fakt, że uczelnie brytyjskie mają bardzo wysoki poziom i pracuje na nich wielu specjalistów, którzy mają ogromny autorytet, a tutejsze stowarzyszenia jak BSAVA czy BVA są szeroko rozpoznawane na świecie i ich wytyczne w kwestii leczenia czy diagnostyki cieszą się ogromnym uznaniem. Centra referencyjne, możliwości kształcenia się, robienia certyfikatów, stażów czy dyplomatur – wszystko to jest na wyciągnięcie ręki, więc jeżeli ktoś chce się uczyć od najlepszych to gdzie, jak nie tu? Dochodzi do tego element komunikacji. Język angielski zna dziś praktycznie każdy, więc dużo łatwiej wybrać się do pracy w Anglii, niż do Hiszpanii, Francji czy Niemiec.
Czy łatwo porozumieć się i pracować zespołowo w międzynarodowym środowisku?
Wydaje mi się, że żadna okazja nie sprawia, że możemy nauczyć się i rozwinąć lepiej niż praca z ludźmi, którzy są od nas inni. Będąc na Erasmusie odkryłam, że gdy wystawimy nos poza nasze podwórko, czekają na nas ludzie i sytuacje, których w ogóle się nie spodziewamy. Dla mnie szansa pracy z lekarzami z innych krajów jest nie tylko wyzwaniem, ale też wspaniałą okazją żeby nauczyć się więcej, poznać ludzi i ich perspektywę patrzenia na rzeczy, także na przypadki kliniczne. Przez to, że każdy z nas jest inny i pochodzi z innego miejsca, nie jesteś obcym z zewnątrz, który musi się dopasować do grupy bo każdy jest w niej inny i to jest ok. Razem tworzymy jedyny w swoim rodzaju team. Każdy mówi po angielsku trochę inaczej i ma inny akcent, każdy uczył się trochę innych rzeczy. Zdarzają się różne sytuacje i nieraz w składance języków, kultur i akcentów można się zagubić, ale lekarze w Anglii tworzą naprawdę wspierającą się społeczność. Szanują siebie nawzajem, a różnice pozwalają nam razem rosnąć i rozwijać się.
Dlaczego ceny zabiegów w Anglii są wysokie?
Ceny usług weterynaryjnych w Anglii faktycznie mogą przytłoczyć, a szczególnie gdy przeliczymy je na złotówki i porównamy do naszych polskich cen. Sporą część pracy zawodowej spędzam pracując na ostrym dyżurze, gdzie ceny są jeszcze wyższe niż w normalnych „dziennych” klinikach pierwszego kontaktu (nie wspominając o stawkach lekarzy specjalistów w centrach referencyjnych). Niejednokrotnie nawet podstawowe badania krwi, podanie płynów czy hospitalizacja to kwoty przekraczające możliwości finansowe właściciela, chyba że jest bardzo zamożny lub… jego zwierzak ma dobre ubezpieczenie.
Koszt usługi uzależniony jest od wielu elementów. Nad zwierzęciem w szpitalu czuwa cały zespół ludzi, do tego dochodzi koszt leków, sprzętu, który używamy, cały czas zwierzaki są pod opieką lekarza lub pielęgniarki, więc opiekun płacąc za zabieg nie płaci wyłącznie za czas lekarza, ale także za pracę całego zespołu.
Wydaje mi się, że kwestia wysokości cen za usługi została w Anglii wypracowana przez lata. Są świadczone na naprawdę wysokim poziomie, a lekarze chcą być docenieni za swoją pracę i w związku z tym nie występuje tu zjawisko zaniżania cen przez kolegów czy koleżanki z branży. Dodatkowo ubezpieczenia dla zwierząt sprawiają, że jeżeli zwierzak ma wykupioną polisę, to właściciel nie musi wykładać ogromnej sumy na jego leczenie. Poza tym ludzie mają coraz więcej zwierząt, a lekarzy jest cały czas za mało co sprawia, że popyt na usługi lekarskie jest większy niż podaż, więc nie musimy konkurować ze sobą o klienta zaniżając ceny.
Dlaczego ubezpieczenia dla zwierząt są w Anglii tak popularne, a w naszym kraju nie?
Jest to dobre pytanie. Sądzę, że składa się na to kilka czynników. Brytyjczycy są bardzo przezorni i ubezpieczenia są bardzo popularne. Ludzie wykupują polisy dosłownie na wszystko, zaczynając od ubezpieczenia samochodu, domu, życia, na wypadek powodzi, pożaru, suszy, spadku z wysokości, opóźnienia lotu, kradzieży roweru czy zgubienia bagażu. Duża część właścicieli czuje ogrom odpowiedzialności za swojego zwierzaka i zdaje sobie sprawę z tego jak wysokie są koszty weterynaryjne, a od kiedy 20 lat temu nastąpił wielki boom i rozkwit firm związanych ze zwierzętami towarzyszącymi, ubezpieczenia dla nich stały się normą. Biorąc pod uwagę jak wysokie mogą być koszty leczenia i diagnostyki zwierzaków, ubezpieczenia stały się prostą odpowiedzią na te potrzeby i naprawdę dobrą inwestycją.
Kilkadziesiąt funtów miesięcznie za ubezpieczenie swojego psiaka naprawdę potrafi się zwrócić z nawiązką kiedy okaże się, że po kilku niefortunnych skokach zerwało mu się więzadło kolanowe i stajemy przed decyzją o zabiegu, którego koszt to minimum 3-4 tysiące funtów. Większość ludzi nie trzyma takiej kwoty w skarpecie, a pies czy kot dla wielu z nas to najlepszy przyjaciel i nikt nie chce stawać przed decyzją czy w ogóle może inwestować w ich leczenie.
Wydaje mi się, że w Polsce jeszcze nie jesteśmy gotowi na ubezpieczenia dla zwierząt przecież była już taka próba zakończona niepowodzeniem. Aby ubezpieczenia miały sens i działały jak należy musimy być pewni, że wszyscy stosujemy się do tych samych reguł. Wydaje mi się, że system kontroli jaki sprawuje RCVS w Anglii jest na tyle skuteczny, że nikt nie nagina zasad dzięki czemu funkcjonuje to prawidłowo. Żeby w Polsce to się sprawdziło wszyscy lekarze, a nie tylko jednostki musiałyby w tym systemie uczestniczyć.
Podobno klienci w Anglii są bardzo roszczeniowi, czy to prawda?
Brytyjczycy potrafią być wspaniałymi klientami i opiekunami, zrobić dla swojego zwierzaka wszystko co w ich mocy, a na koniec przynieść bukiet kwiatów z kartką w podziękowaniu za uratowanie ich zwierzaka (Anglicy uwielbiają dawać i dostawać kartki na dosłownie każdą okazję!) , ale jak wszędzie zdarzają się też właściciele, którzy przychodzą z problemem i na wszystkie proponowane badania dodatkowe reagują negatywnie oczekując „magicznej tabletki” rozwiązującej ten problem. Brytyjczycy jako naród uwielbiają też składać skargi, czyli tutejsze „complaint”. Wciąż nie mogę się przyzwyczaić do tego, że zamiast od razu wprost powiedzieć, że coś jest nie tak wielu klientów potrafi potakiwać, uśmiechać się i na sam koniec złożyć zażalenie, bo…. lekarz nie był wystarczająco miły i go nie słuchał. Na szczęście nie zdarza się to codziennie, a wszyscy są przyzwyczajeni do faktu, że tacy klienci po prostu są i choćbyś miał „serce na dłoni”, to zawsze znajdzie się ktoś, kto się poskarży. Trudni klienci zdarzają się i nie da się ich zupełnie uniknąć, ale w znakomitej większości Brytyjczycy ufają lekarzom weterynarii i potrafią być niezwykle wdzięcznymi oraz wiernymi klientami.
Ostatnio pisałaś na swoim blogu na temat korporacyjności lecznic weterynaryjnych w Anglii, czy myślisz, że niebawem również w Polsce zostanie wprowadzony ten system? Jakie są plusy, a jakie minusy?
W Wielkiej Brytanii korporacje weterynaryjne to bardzo duża część rynku i choć pomiędzy pracą w prywatnej klinice, a w korporacji jest sporo różnic, to większość codziennej pracy pozostaje taka sama. Sama mam bardzo pozytywne doświadczenia z pracy w korporacji ponieważ wiele elementów jest ustrukturyzowanych, np. szkolenia dla młodych lekarzy, własne protokoły diagnostyki oraz leczenia poszczególnych schorzeń, system mentoringu, własne apteki, centra referencyjne czy kliniki emergency. Praca w korporacji daje duże możliwości rozwoju ścieżki kariery w sposób, który nam pasuje – można zostać dyrektorem klinicznym, regionalnym, prowadzić szkolenia czy być managerem.
Wiele osób pracujących w prywatnych klinikach ceni sobie natomiast niezależność w kwestii dyktowania cen, stosowanych leków, laboratoriów czy podejmowania decyzji w marketingu czy zakupu sprzętu.
Wydaje mi się, że w Polsce kiedyś też nas to czeka, ale nie sądzę aby nastąpiło to szybko. Niemalże 70% gabinetów to małe, jedno lub kilkuosobowe firmy. Większość z nas, lekarzy, po ukończeniu studiów pragnie kiedyś iść „na swoje”, otworzyć własny gabinet lub klinikę, a korporacje mają swoje zalety i wady.
Mam jednak nadzieję, że w Polsce nauczymy się bardziej współpracować pomiędzy gabinetami, ponieważ mimo, że małe biznesy mają dużo korzyści, nikt nie jest „alfą i omegą”, a współpraca pomiędzy lecznicami i tworzenie sieci specjalistów może wyjść nam wszystkim tylko na dobre.
Dlaczego warto wyjechać do pracy w Anglii?
Dla mnie motywacji było kilka. Przede wszystkim możliwości rozwoju i uczenia się medycyny weterynaryjnej od najlepszych, szkolenie języka, dostęp do wszelkich kursów, szkoleń oraz specjalistów na wyciągnięcie ręki. Przed młodym lekarzem w Anglii tak naprawdę otwarte są wszystkie bramki, wystarczy trochę zaangażowania i energii, a można kształcić się w każdej wybranej dziedzinie, robić certyfikaty czy staże w specjalistycznych centrach. Dużo łatwiej jest się też rozwijać zawodowo, gdy nie trzeba się martwić o to jak uda nam się utrzymać, a pensja lekarza weterynarii w Anglii może nie powala na kolana, ale sprawia, że nie musimy dorabiać wieczorami. Myślę, że wszystko to wraz z możliwością szlifowania języka angielskiego na naprawdę dobrym poziomie sprawia, że warto zaryzykować i choć na początku wyjazd oraz rozpoczęcie życia w innym kraju może wydawać się trudne, to rzeczywistość nie jest taka straszna jak się może wydawać. Nawet na drugim końcu Europy można znaleźć przyjaciół, swoje miejsce i wiele się nauczyć, a Anglia leży tak naprawdę „rzut beretem” od Polski, więc wypady do domu na weekend nie są problemem. Mnie od rodziny dzielą praktycznie 2 godziny samolotem. Wydaje mi się, że dopóki nie ma się poważnych zobowiązań, które trzymają nas w jednym miejscu to warto nawet na krótki czas spróbować pracy za granicą. A potem, kto wie? Można wrócić do Polski i wykorzystać zdobytą wiedzę oraz doświadczenie do rozwoju weterynarii w kraju, można też jechać jeszcze dalej.
Jakich wskazówek udzieliłabyś osobom, które planują taki wyjazd?
Przede wszystkim radzę podejść do tego jak do przygody połączonej z nauką. Myślę, że nie warto nastawiać się na najgorszy, możliwy scenariusz, ale radzę zrobić dobry research i poszukać miejsc, w których naprawdę chcecie pracować oraz nie zrażać się jeżeli usłyszycie „nie”. Wszystkim, którzy mogą pozwolić sobie na wyjazd za granicę polecam spróbować. Z pewnością nie pożałujecie tej decyzji, a nawet jeśli pierwsze miejsce pracy nie będzie waszym wymarzonym, zawsze możecie je zmienić, a po powrocie do Polski lub innego kraju, będziecie bogatsi o mnóstwo doświadczeń. Radzę też nie myśleć, że wasz angielski i wymowa muszą być na poziomie królowej Elżbiety. Oczywiście warto się uczyć języka, ćwiczyć go przy każdej możliwej okazji i postarać się zgłębić język medyczny, a im lepszy wasz angielski na początku tym łatwiej wam będzie się poruszać, ale jeżeli nie jesteście perfekcyjni to nic się nie stanie, na pewno dacie sobie radę, a po paru miesiącach będziecie zdumieni tym jakich dokonaliście postępów. Wszystkich, którzy są zainteresowani tym jak wygląda życie i praca w Anglii, mają pytania i wątpliwości w głowie zapraszam na mojego bloga https://weterymaria.wordpress.com/ i Instagram https://www.instagram.com/weterymaria/ gdzie dzielę się moimi doświadczeniami.
Opracowała: Małgorzata Kaczor
Zdjęcia: Maria Zaczek