Dodano: 21.09.2015, Kategorie: Rozmowy
Nie rozkładamy bezradnie rąk
Z dr. n. wet. Marcinem Wrzoskiem z Katedry Chorób Wewnętrznych z Kliniką Koni, Psów i Kotów, Wydziału Medycyny Weterynaryjnej UP we Wrocławiu, dyplomowanym specjalistą Europejskiego College’u Neurologii Weterynaryjnej (ECVN), rozmawia Michał Chojnacki.
Zacznijmy od początku, jak to się stało, że zainteresował się pan neurologią?
Cała przygoda z neurologią zaczęła się w Klinice Chorób Wewnętrznych we Wrocławiu. Rozpocząłem tutaj pracę w 2002 r., bezpośrednio po zakończeniu studiów. Zastanawiałem się wtedy nad tematem rozprawy doktorskiej i zauważyłem, że w klinice mamy sporą liczbę pacjentów neurologicznych. To były padaczki, niedowłady, porażenia różnego typu, „dziwne zachowania”. Jednocześnie stwierdziliśmy z kolegami z interny, że nasze możliwości postawienia rozpoznania są w przypadkach zaburzeń neurologicznych niewielkie, choroby neurologiczne są słabo przez nas poznane. Wówczas tak naprawdę nikt się tym profesjonalnie nie zajmował. Mnie temat bardzo zainteresował, więc postanowiłem pójść w tym kierunku. Otrzymałem wtedy poważne wsparcie ze strony mojego przełożonego i promotora prof. dr. hab. Józefa Nicponia, który pozytywnie reagował na wiele moich pomysłów dotyczących wyjazdów na szkolenia. Nie tylko dawał zielone światło, ale wspomagał mnie w realizacji.
Po dwóch-trzech latach udało mi się nawiązać współpracę z prof. André Jaggym z Wydziału Medycyny Weterynaryjnej Uniwersytetu Berno w Szwajcarii. Profesor obecnie jest na emeryturze, wówczas był jednak najaktywniejszym neurologiem na naszym kontynencie. Jego ogromną zasługą jest to, że na szkolenie przyjmował osoby z różnych miejsc Europy. Bardzo często jest tak, że w ośrodkach, gdzie szkoli się neurologów weterynaryjnych, gdzie odbywają się rezydencje, zatrudnia się osoby z tego samego kraju. Natomiast profesor obrał inną taktykę – stwierdził, że wyszkolił już wielu specjalistów w Szwajcarii i chciałby zacząć robić to w innych krajach. Wyszkolił więc wielu Włochów, również rezydentów z Czech, z Litwy. A następny byłem ja. Poznaliśmy się na konferencji, zaprosiłem go do Wrocławia. Tutaj przeprowadziliśmy badania naukowe dotyczące elektroencefalografii u kotów. Przeznaczył na badania cztery dni, ale dzięki dobrej organizacji pracy zrobiliśmy wszystko w dwa i resztę czasu spędziliśmy na zwiedzaniu okolicy. Myślę, że właśnie jego pobyt tutaj i wspólne badania przyczyniły się do podjęcia przez niego decyzji o przyjęciu mnie na rezydencję.
Efektem tej współpracy była pana rozprawa doktorska: „Elektroencefalografia w przebiegu padaczki u kotów”.
Dokładnie tak. Pan profesor był bardzo zainteresowany tematem padaczki zarówno u psów, jak i u kotów. Temat ten rozwinęliśmy wspólnie. Zorganizowaliśmy dość dużą akcję informacyjną w okolicy, zgłosiło się wielu właścicieli zwierząt. Mieliśmy grupę kotów zdrowych oraz grupę kotów padaczkowych. Razem z profesorem przyjechała doktor Luciana Bergamasco z Turynu, która przywiozła elektroencefalograf. Przyjechał także specjalista z Finlandii, mój dobry przyjaciel doktor Sigitas Cizinauskas. W tamtym czasie nie mieliśmy na miejscu wielu możliwości przeprowadzenia badań, dysponowaliśmy młoteczkiem, szczypczykami, mogliśmy wykonać RTG czy mielografię. Dlatego przeprowadzenie takich badań było fenomenalnym doświadczeniem.
Po tym czasie, ale jeszcze zanim pojechałem do Szwajcarii, zorganizowaliśmy pierwszą w Polsce konferencję poświęconą w całości neurologii weterynaryjnej. Jak na owe czasy, zainteresowanie było ogromne. Mieliśmy niemal 250 uczestników, co nawet na dzień dzisiejszy byłoby zupełnie niezłym wynikiem.
Kontynuuje pan badania na temat EEG u kotów?
Tak, cały czas zajmuję się encefalografią. Można powiedzieć, że to taki mój konik (śmiech). W tej chwili przeprowadzamy badania zarówno u psów, jak i kotów. Więcej mamy pacjentów psich. Samo badanie jest dość nużące, są to tylko zapisy – „kreseczki”, które interpretuje się trudniej niż chociażby zapis EKG. Obecnie pojawiają się jednak nowe możliwości obróbki danych. Dzięki obróbce cyfrowej i analizie jakościowej, gdzie możemy badać spektrum za pomocą transformacji Fouriera, uzyskujemy bardzo dużo dodatkowych informacji i to jest naprawdę fascynujące.
W 2011 r. został pan Dyplomowanym Specjalistą Europejskiego College’u Neurologii Weterynaryjnej, zdając bardzo trudny, wieloetapowy egzamin. Co było najtrudniejsze?
Najtrudniejszą rzeczą w tym egzaminie jest jego merytorycznie szczegółowe przygotowanie przez Komisję Egzaminacyjną ECVN. Ilość czasu na poszczególne pytania jest dokładnie obliczona, co nie pozwala na długie zastanawianie się nad odpowiedzią. Po prostu od razu trzeba ją znać i od razu trzeba jej udzielić. Całość odbywa się oczywiście w języku angielskim, co jest dużym utrudnieniem dla tych, dla których nie jest to język ojczysty. Dlatego też tylko osoba, która potrafi szybko czytać i szybko pisać w tym języku, jest w stanie zdać ten egzamin.
Samo przygotowanie do egzaminu nie jest łatwe. Zajmuje wiele miesięcy, a pod koniec zapomina się to, co było na początku. Nie da się też po prostu usiąść, uczyć się wszystkiego od początku intensywnie przez pół roku, a następnie zdać egzamin. To niemożliwe. Te rzeczy trzeba po prostu wiedzieć, nauczyć się ich już w czasie rezydencji i pracy klinicznej.
Z siedmiu części, z których składa się egzamin, sześć jest pisemnych, a ostatnia ustna. Odbywa się ona przed komisją i w jej trakcie dyskutuje się o trzech przypadkach. Na każdy przeznaczone jest dziesięć minut. Pytania są bardzo konkretne, więc wymaga się bardzo konkretnych odpowiedzi. Takich, w których muszą paść właściwe słowa.
Oczywiście jest pewien margines błędu, jednak bardzo niewielki. Trzeba też zdać co najmniej pięć z siedmiu części za jednym razem. W przeciwnym wypadku w kolejnym roku trzeba powtarzać wszystko od początku. Jeśli jednak zdało się co najmniej pięć części, wtedy w roku kolejnym poprawia się tylko to, czego nie zdało się poprzednio. Ja niestety musiałem dwa razy zdawać całość. A to spowodowało, że musiałem dwukrotnie powtórzyć wszystkie informacje.
Do egzaminu można podchodzić trzy razy. Jeśli trzecie podejście jest nieudane, wtedy należy odbyć dodatkowe szkolenia, przeznaczyć dodatkowy czas na rezydencje ustalone przez komisję. Samo odbycie rezydencji nie wystarczy, promotor musi podpisać dokumenty świadczące o gotowości podejścia do egzaminu. Dopiero wtedy można próbować ponownie.
Jakiej rady udzieliłby pan lekarzom, którzy planują podejść do takiego egzaminu?
Powtarzać cały czas to, czego już się nauczyło. Oczywiście, cały czas zdobywać nową wiedzę, ale jednocześnie wracać do tego, co już się umie. I na bieżąco weryfikować to z nowymi informacjami. Myślę, że to klucz do sukcesu.
Celem European College of Veterinary Neurology było przede wszystkim stworzenie wysokiego standardu i wartości referencyjnej dla działalności klinicznej. Zauważono, że ze względu na dynamiczny rozwój wiedzy klinicznej praktykujący neurolog weterynaryjny nie ucieknie od aktualizowania wiedzy w oparciu o badania naukowe. Rezydent ECVN oprócz przejścia szkolenia neurologicznego musi opublikować co najmniej dwie prace naukowe w wysoko punktowanych czasopismach. Lekarz klinicysta musi więc się o to otrzeć. Od tego jest też jednak prowadzący – mentor, który przypilnuje, aby rezydent dopełnił wszelkich wymogów.
Co jest obecnie „gorącym tematem” w neurologii weterynaryjnej?
Cała neurologia weterynaryjna nieprawdopodobnie się rozwija. Między innymi dynamiczny rozwój nastąpił w epileptologii, dużo więcej wiemy i dużo więcej potrafimy zrobić. Ale takim „gorącym tematem” jest w tej chwili odkrycie, że tkanka nerwowa ulega jednak regeneracji, zarówno w ośrodkowym, jak i w obwodowym układzie nerwowym. To temat, który rozwija się najbardziej.
Jak neuroregeneracja może zmienić neurologię?
Może przewrócić do góry nogami podejście lekarzy klinicystów. Kiedyś zakładano, że choroba neurologiczna jest nieuleczalna. Dzisiaj potrafimy rozpoznawać, potrafimy leczyć i pomagać. Są choroby nieuleczalne, ale w tej chwili rzadko dochodzi do eutanazji. Dzisiaj nie rozkładamy już bezradnie rąk. Jesteśmy w stanie pomóc pacjentom w bardzo dużym stopniu.
Jak znaczenie ma w tym rehabilitacja? Czy każdy neurolog powinien być rehabilitantem, znać się na rehabilitacji?
Rehabilitacja jest absolutnie nieodłącznym partnerem neurologii. Każdy neurolog powinien znać podstawy rehabilitacji. Niekoniecznie musi potrafić ją przeprowadzać, ale na pewno znać podstawy i zasady. Powinien nawiązać kontakt z rehabilitantami, np. z Polskiego Związku Zoofizjoterapeutów. Są to osoby kształcące się w tym właśnie kierunku, z całych sił popieram ich pracę.
Czy jest jakaś technologia lub zabieg, na który czeka pan i cała neurologia weterynaryjna?
Jest wiele rzeczy, na które czekam (śmiech). Mam naprawdę dalekosiężne plany rozwoju, widzę też szeroką perspektywę dla rozwoju neurologii na świecie, a zwłaszcza w Polsce. Myślę, że bardzo ciekawy jest temat biopsji mózgu, póki co traktowany jako coś nieosiągalnego lub bardzo trudnego do przeprowadzenia. Zaczynamy wykonywać biopsje tkanki nerwowej, jednak nadal są to zabiegi doświadczalne. Warto podkreślić, że procedury te nie obciążają pacjentów. Weźmy przypadek psa, który cierpi na rozsiane asymetryczne zmiany wewnątrzczaszkowe w zakresie mózgowia. I na podstawie badania rezonansem magnetycznym możemy przypuszczać, że najbardziej prawdopodobnym procesem jest zapalenie. Jednak są nowotwory, które w badaniu wyglądają bardzo podobnie, a nawet identycznie, na przykład gwiaździak wielopostaciowy czy chłoniak. I tutaj biopsja stereotaktyczna byłaby pomocna. Wystarczy przeprowadzić otwór, wprowadzić igłę i pobrać materiał. Zabieg przeprowadzamy na części mózgu, która i tak jest już wyłączona z funkcji, wobec czego biopsja nie pogorszy stanu pacjenta.
Już w tej chwili przeprowadzamy tak zwane biopsje elektroniczne – spektroskopię rezonansu magnetycznego. Zaznaczamy woksel – niewielki, konkretny obszar mózgu w trzech płaszczyznach – i na podstawie uzyskanego widma możemy zidentyfikować sygnały wybranych związków chemicznych.
Na czym skupiają się obecnie badania naukowe pana oraz pracowni neurologicznej?
W mojej pracy habilitacyjnej skupiam się na wykorzystaniu elektroencefalografii w chorobach mózgowia u psów. Szeroko rozwijamy temat zapaleń mózgu, mamy bardzo dużo takich przypadków. Zajmujemy się też zagadnieniem regeneracji rdzenia kręgowego. Ostatnio prowadziliśmy projekt naukowy, gdzie do rdzenia kręgowego wszczepialiśmy różne substancje mające potencjał regeneracji tkanki nerwowej, teraz będziemy kontynuować te badania. Każdy z tych tematów wymaga zaangażowania i pracy wielu osób.
Cały czas poznajemy też rezonans. W celu przeprowadzania badań naukowych z dziedziny obrazowania układu nerwowego korzystamy z pracowni wysokopolowego (półtorateslowego) rezonansu magnetycznego wydziałowego Centrum Diagnostyki Eksperymentalnej i Innowacyjnych Technologii Biomedycznych pod kierownictwem prof. dr. hab. dr h.c. Józefa Nicponia. Dzięki tej pracowni oraz zespołowi zatrudnionych tu osób przeprowadzane są zaawansowane badania obrazowe MRI naszych pacjentów. Do tej pory wykonaliśmy ponad 700 badań plus badania naukowe. Od najmniejszych kotków i piesków, po duże zwierzęta. Mieliśmy też między innymi okazję badać lwy pod kątem profilaktyki wad rozwojowych.
Planujemy nadal rozwój technik rezonansowych o badania molekularne. Oprócz rutynowych badań przeprowadzamy wspomnianą spektroskopię, zaczynamy też projekt z wykorzystaniem naszego urządzenia jako funkcjonalnego rezonansu magnetycznego.
Pracownia neurologiczna prężnie współpracuje z hodowcami psów i kotów. Prowadzimy badania profilaktyczne w celu wykrycia wad wrodzonych, np. głuchoty, zaburzeń rozwojowych czaszki, mózgu, kręgosłupa czy rdzenia kręgowego. Dysponujemy specjalistyczną aparaturą diagnostyczną, przeznaczoną do prowadzenia tego typu badań.
W pracowni neurologicznej Katedry Chorób Wewnętrznych, dzięki wsparciu kierownika Katedry prof. dr hab. Urszuli Pasławskiej, rozwija się zespół neurologiczny przeprowadzający praktycznie wszystkie zaawansowane specjalistyczne badania neurologiczne, takie jak elektromiografia, elektroneurografia, badanie płynu mózgowo-rdzeniowego.
Robimy wszystko, aby utrzymać najwyższy poziom diagnostyczny i naukowy dla naszych pacjentów.
Fotografie:
Maciej Ochman | BadCompany.pl