Dodano: 17.12.2019, Kategorie: Rozmowy
Świadomość społeczna na temat dzikich ptaków jest coraz lepsza
Rozmowa z Kacprem Kowalczykiem, dziennikarzem radiowej Czwórki Polskiego Radia, studentem VI roku weterynarii na Uniwersytecie Przyrodniczym we Wrocławiu, miłośnikiem dzikich ptaków.
Jaka jest świadomość społeczna na temat wolno żyjących ptaków?
Myślę, że świadomość społeczna na temat ptaków DZIKICH jest z roku na rok coraz wyższa. Jest internet, są media społecznościowe i tzw. „fakenewsy” na temat ptaków od razu są dementowane przez specjalistów, którzy na szczęście także korzystają z tych źródeł informacji. Nietrudno dzisiaj o właściwe informacje o tych zwierzętach. Ja co prawda nie należę do najstarszych mieszkańców Ziemi, ale swojego pierwszego „Collinsa” (przewodnik do rozpoznawania ptaków) kupowałem w zagranicznej księgarni i płaciłem za niego w Euro. Dzisiaj można kupić wszędzie polską edycję tego przewodnika – swoistej biblii dla ptasiarzy.
Który z gatunków jest Ci najbliższy i dlaczego?
W zasadzie są dwa takie gatunki. Jastrząb i jerzyk. Historia z jastrzębiem, a raczej jastrzębiami jest taka. Kiedy byłem jeszcze w gimnazjum, a później liceum, mój Dziadziuś zdobywał te ptaki od „hodowców” gołębi, którzy w nielegalny sposób je chwytali po to, by eliminować drapieżniki polujące na ich podopiecznych. Następnie po kilku dniach u nas na działce, jastrzębie ponownie trafiały do natury, czyli tam, gdzie ich miejsce. Niestety mimo objęcia ochroną ścisłą tego gatunku, nadal można się natknąć na ludzi, którzy je chwytają, albo trują trutkami na gryzonie, wykładając nafaszerowane nimi mięso na polach. To przykre, że mimo XXI wieku nadal zdarzają się takie incydenty. Z drugiej jednak strony dzieje się o tyle dobrze, że jest coraz więcej ludzi donoszących i reagujących w odpowiedni sposób w takich sytuacjach. Nawet nie chcę myśleć, co było wcześniej, kiedy nie było mediów społecznościowych, a świadomość ekologiczna społeczeństwa była o wiele niższa niż obecnie. Z kolei moja przygoda z jerzykami zaczęła się w moich rodzinnych Poddębicach. Byłem wówczas albo w ostatniej klasie podstawówki, albo w pierwszej gimnazjum. W moim miasteczku rozpoczęto termomodernizację budynków, także tych w których gniazdowały jerzyki. Pojawił się problem, bowiem ptaki nie miały gdzie zakładać gniazd. Część termomodernizacji przeprowadzano w okresie lęgowym, więc chyba o konsekwencjach nie muszę wiele opowiadać… Był to smutny widok ptaków, które dobijały się do znanych sobie wcześniej otworów wentylacyjnych w stropodachach, gdzie miały gniazda. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki z dnia na dzień jerzyki pozbawiono możliwości rozrodu. Poszedłem wówczas do naszego Burmistrza i opowiedziałem mu o problemie. Pamiętam, że na podstawie zdjęć znalezionych na zagranicznych stronach razem z Tatą narysowaliśmy projekt budek lęgowych dla jerzyków. Projekt został zaprezentowany Panu Burmistrzowi i tak zaczęliśmy wspólnie z Urzędem Miejskim zakładanie budek lęgowych dla tych ptaków w Poddębicach. A później, ponieważ akcja była bardzo medialna, przy okazji zakładania skrzynek lęgowych zawsze towarzyszyły nam jakieś media, trafiały do mnie jerzyki, którym coś było. I w zasadzie aż do czasu rozpoczęcia moich studiów każdego roku miałem, albo na odchowanie, albo na „podratowanie” zdrowia co najmniej kilka jerzyków rocznie. Pamiętam, że w kwestiach pomocy tym ptakom radziłem się wielu osób, ale takie konkretne informacje i jak się okazało najbardziej skuteczne metody przekazała mi Pani Zofia Brzozowska ze Szczecina prowadząca azyl dla dzikich zwierząt w swoim małym mieszkanku.
Czy nieustannie modernizowana przestrzeń miejska jest na tyle przystępna, aby ptaki mogły w niej swobodnie funkcjonować?
Moim zdaniem to kwestia tego, w jaki sposób jest modernizowana. Jeżeli pamiętamy o zieleni, jeżeli mamy w głowie, że obok nas żyją zwierzęta, to nie ważne czy to jeż, czy wiewiórka, czy sikory, czy jerzyki – one z powodzeniem i spokojnie mogą funkcjonować w przestrzeni miejskiej. Musimy tylko o nich pamiętać. Czasami wystarczą drobne rzeczy, dosłownie i w przenośni, by zadbać o naszych najmniejszych sąsiadów. Mam tutaj na myśli fundację „Szklane Pułapki”, w której działam. Mianowicie chodzi o zabezpieczanie szyb przed kolizjami z ptakami. Wystarczy przykleić na oknie lub innej transparentnej powierzchni niewielkie kropki, jakie można znaleźć na stronie fundacji. Wówczas ptaki zauważają przeszkody wcześniej niezauważalne przezeń, a tym samym mogą dalej żyć! Bo niestety bardzo wiele tego typu zdarzeń kończy się śmiercią.
Co przeciętny człowiek może zrobić żeby ptakom żyło się dobrze w mieście?
Przede wszystkim poczytać specjalistyczne książki albo porozmawiać z lokalnymi ornitologami. Nigdy nie podejmujmy działań pochopnych. To znaczy nie zakładajmy budki lęgowej dla dudka, jeśli w najbliższej okolicy nie ma tych ptaków. Być może są inne, którym warto pomóc. Wiem pytanie dotyczy miasta, ale przestrzeń miejska też daje nam oraz zwierzętom wiele możliwości. Na przykład większość populacji jerzyków żyje z nami w miastach. A jerzyki warto mieć obok siebie. I nie mówię tutaj tylko o tym, że są batem na komary czy inne, niezbyt przez nas lubiane, muchówki. Możliwość obserwacji ich powietrznych akrobacji to widok bezcenny. Te nagłe skręty raz w lewo, raz w prawo, wieczorne wyścigi za owadami i pomyśleć, że to wszystko za naszym oknem. Co dla nich można zrobić? Na przykład powiesić budkę na balkonie. Podkreślam, że budka dla jerzyków, to budka specjalna występująca w dwóch wersjach podłużnej i poprzecznej. Późną wiosną lub wczesnym latem, kiedy zaczyna się okres podlotów, widząc takie ptaki zostawmy je w spokoju. Nie kradnijmy ptakom dzieci. Jak rozpoznać podlota? Nie potrafi jeszcze latać, często ma jeszcze pióra puchowe, w kącikach dzioba „rozbudowane” zajady i ogółem jest mniejszą wersją swoich rodziców.
Dlaczego dokarmianie ptaków chlebem nie jest dobre?
Po pierwsze chleb to pokarm dedykowany ludziom. Nie jest pożywieniem naturalnym, a dieta ptaków, jeżeli decydujemy się na dokarmianie, powinna być jak najbliższa temu, co dokarmiane przez nas gatunki mogą zdobyć w naturze. Na dłuższą metę spożywanie chleba przez ptaki może doprowadzić do tzw. zatrucia wodnego, czyli zatrucia solą kuchenną. U ptaków pojawią się obrzęki, ale najpierw dojdzie do podrażnienia przewodu pokarmowego, wyniszczających biegunek, na błonach śluzowych pojawią się wybroczyny. Później ptak będzie dużo pił, a mimo tego będzie odwodniony. Reasumując czeka go śmierć w męczarniach.
Jak je dokarmiać żeby nie wyrządzić im krzywdy?
Wspomniałem o tym wcześniej. Podajemy ptakom taki pokarm, który jest zbliżony albo najlepiej taki sam, jaki mogą znaleźć sobie w naturze. Czyli ziarnojadom podajemy ziarna, ptakom mięsożernym mięso – ale nie wędliny, kiełbasy lub inne wysoko przetworzone produkty! Itd. Itd. Itd. Na chwilę obecną powstało mnóstwo wartościowych publikacji na temat dokarmiania ptaków, są one ogólnodostępne w internecie. Być może „Weterynaria News” zamieści u siebie taki tekst, ale od strony weterynaryjnej? Kilka ważnych zasad, takich ogólnych, o których powinniśmy pamiętać to: karmnik umieszczamy w miejscu spokojnym z dala od szyb, jedzenie uzupełniamy w nim regularnie, dokarmianie rozpoczynamy jak temperatury spadną poniżej 0 lub, kiedy świat pokryje pokrywa śnieżna. Przynajmniej raz w tygodniu karmnik myjemy!
Co stanowi największe wyzwanie w niesieniu pomocy dzikim ptakom?
Ja to nazywam „doprowadzeniem do stanu używalności”. Niektórym to stwierdzenie może wydać się nieco nieładne, ale dla mnie oddaje istotę naszego działania w tym zakresie. Chodzi o to, że jak trafia do gabinetu, lecznicy czy ośrodka leczenia ranny osobnik, wówczas podstawą jest ocena czy takiego zwierzaka możemy ratować. Niestety bardzo wiele przypadków kończy się eutanazją, zwłaszcza jeśli mówimy o ptakach drapieżnych, szczególnie jeśli mamy do czynienia z sokołem wędrownym, który ma pogruchotane kości skrzydła, albo jastrzębiem. Oba te gatunki muszą wykazywać się niemalże idealną precyzją podczas polowania na swoje ofiary. Latają z dużymi prędkościami, są bardzo zwrotne, szczególnie jastrzębie, które polują aktywnie, muszą latać pomiędzy gałęziami i dlatego niezwykle ważne jest, by ich aparat ruchu był w jak najlepszym stanie, jeśli nie jest to możliwe do osiągnięcia w warunkach jakie obecnie nam serwuje weterynaria, wówczas niestety najlepszym rozwiązaniem dla takiego ptaka będzie eutanazja, ponieważ jeśli osobnik z wieloodłamowym złamaniem przeżyje zabieg i cała rehabilitacja będzie szła pomyślnie, to i tak nie wróci do sprawności sprzed zdarzenia, w związku z czym w środowisku nie będzie w stanie sobie poradzić. Niestety natura nie przewiduje różnego rodzaju programów wsparcia zwierząt niepełnosprawnych, tak jak to czynimy my ludzie. Ewentualnie można takiemu zwierzęciu zapewnić dożywocie w odpowiednich warunkach, ale i to jest temat dyskusyjny na zupełnie oddzielną rozmowę.
Z jakimi ptasimi problemami spotykasz się najczęściej?
Wszystko zależy od pory roku. Późną wiosną i latem są to ptasie podloty, czyli jeszcze nie w pełni rozwinięte ptaki, które swoim wyglądem przypominają rodziców, ale nie potrafią jeszcze latać. Niestety my jako ludzie, często nie potrafimy ocenić kiedy tak naprawdę potrzebna jest pomoc. Z reguły jednak najlepiej jest zostawić takiego ptaka w spokoju, bo rodzice mają cały czas na niego oko. Później zaczyna się sezon łowiecki na ptaki, wtedy także zaczyna się problem z tzw. postrzałkami, czyli ptakami, które zostały postrzelone, ale z jakiś przyczyn psy myśliwskie ich nie znalazły albo strzał nie był skuteczny i ptak razem z kulą odleciał gdzieś daleko. W okresie jesienno-zimowym dochodzi często także do zatruć ptaków drapieżnych. Jest to czas kiedy w środowisku jest bardzo mało jedzenia. Osobniki zjadają wówczas wszystko co im się pod dziób nawinie. Często można znaleźć na polach uprawnych czy łąkach wyrzucone resztki naszego jedzenia, lub specjalnie zakupione podroby drobiowe nafaszerowane trutkami na szczury. W ten nielegalny sposób niektórzy ludzie walczą ze zwierzętami, które podchodzą pod ich posesje i chcą zjeść kurę czy gołębia. Zazwyczaj docelową ofiarą takiego procederu mają być lisy albo jastrzębie, jednak coraz częściej zdarza się, że ofiarami padają bardzo ciekawe gatunki ptaków drapieżnych. Wśród nich bieliki czy orły przednie. Ostatnio wspólnie z grupą koleżanek i kolegów – studentów weterynarii mieliśmy okazję ratować samicę bielika, która padła ofiarą zatrucia. Na szczęście historia Helgi (bo tak dostała na imię) zakończyła się sukcesem i ptak „przyozdobiony” obrączką wrócił do natury, ale bardzo wiele przypadków niestety kończy się śmiercią tych pięknych zwierząt. Kolejnym niezwykle istotnym problemem są kolizje z szybami, przystankami autobusowymi, szklanymi budynkami. Jeżeli się z tym zetkniecie to polecam zgłoszenie kolizji ptaków z szybą lub inną transparentną powierzchnią na stronie www.szklanepulapki.pl. Nie ma dnia, bym nie odbierał telefonu, wiadomości na Facebooku czy maili właśnie w tej sprawie. Jednak co warte uwagi problem ten nasila się podczas wiosennych oraz jesiennych wędrówek ptaków.
Czy dostarczenie do lecznicy dzikiego ptaka jest legalne?
Tak, mówi o tym art. 52 ust. 2 Ustawy o ochronie przyrody.
Czy lecznica weterynaryjna może prowadzić długotrwałe leczenie dzikich ptaków?
Tylko jeśli działa przy niej ośrodek leczenia i rehabilitacji dzikich zwierząt lub jeżeli uzyskała specjalne zezwolenie od Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska właściwego dla danego obszaru. To określa art. 56 ust. 2 pkt. 2 i 4 Ustawy o ochronie przyrody.
A co jeżeli gabinet z jakiś przyczyn odmówi pomocy?
Gabinet a raczej lekarze w nim pracujący zawsze mogą odmówić pomocy, jeśli nie czują się kompetentni w niesieniu pomocy dzikim ptakom, bo na przykład specjalizują się w leczeniu psów i kotów, a jednak ptaki to zupełnie inne zwierzęta. Wtedy najlepiej jest skierować znalazcę do najbliższego ośrodka rehabilitacji dzikich zwierząt, gdzie powinna zostać udzielona fachowa pomoc albo pokierować do lekarza weterynarii, który zna się na tej grupie zwierząt. W tym przypadku polecam lekturę wykładni Generalnego Dyrektora Ochrony Środowiska z dn. 27 marca 2013 roku o sygnaturze DOP-OZ.650.01.2.2013 .