Dodano: 10.08.2018, Kategorie: Weterynarz za granicą
VetAway-Na Praktyki Do Afryki
VetAway – Na Praktyki Do Afryki, to projekt, dzięki któremu dziesięć studentek weterynarii z Polski mogło spełnić swoje marzenie o leczeniu dzikich afrykańskich zwierząt. Udział w kursie „Veterinary&Conervation Experience” w Shamwari Game Reserve w RPA pozwolił im przeżyć przygodę życia. Transport bawołów, antylop i geparda; pobieranie próbek DNA od nosorożca, podziwianie rezerwatu z pokładu helikoptera, obserwowanie stad dzikich słoni i lwów. To tylko kilka z wielu przygód które przeżyły w Afryce.
Przez dwa tygodnie dziewczyny poznawały specyfikę pracy w buszu począwszy od wykładów na temat leków i metod stosowanych w immobilizacji zwierząt, aby następnie zdobytą wiedzę wykorzystać w praktyce.
KOORDYNATORKA PROJEKTU
Katarzyna Kołodziejczyk – Jestem absolwentką Wydziału Medycyny Weterynaryjnej na SGGW w Warszawie (2018). Obecnie pracuję w całodobowej klinice Multiwet – Centrum Zdrowia Małych Zwierząt w Warszawie . W tym roku mam nadzieję rozpocząć studia doktoranckie na SGGW. Przed moją pierwszą wyprawą do Afryki założyłam fanpage VetAway i blog https://vetaway.wordpress.com/. Do rezerwatu Shamwari w RPA po raz pierwszy poleciałam w 2016 roku. Rok później udało mi się tam wrócić i dodatkowo spędzić tydzień w rezerwacie w Namibii. Opowieściami z moich przygód regularnie dzielę się z dziećmi i młodzieżą w przedszkolach oraz szkołach. Prowadziłam również wykłady na wydziałach weterynaryjnych w Polsce: Olsztyn, Lublin, Poznań, a także podczas konferencji organizowanych przez studentów. Przybliżając pracę lekarza weterynarii w Afryce, staram się zachęcić innych do podróżowania i spełniania marzeń. Duży nacisk kładę na wyjaśnienie na czym polega rozsądna turystyka i jak, często nieświadomie, możemy przyczyniać się do cierpienia zwierząt oraz wspierania organizacji które wykorzystują je w celach zarobkowych. Moim największym marzeniem jest prowadzenie własnego programu telewizyjnego, w którym mogłabym pokazywać pracę lekarzy weterynarii z różnych zakątków świata. Kto wie, może kiedyś się uda 😉
UCZESTNICZKI PROJEKTU:
Daria Michałkowska – Studentka IV roku weterynarii na Uniwersytecie Przyrodniczym w Lublinie. Jako jedna z pierwszych dołączyła do mojego projektu. W przyszłości planuje pracować z małymi zwierzętami. Obecnie praktykuje w lecznicy oraz należy do sekcji chirurgicznej, nie wyklucza również opiekowania się dzikimi zwierzętami. W czasie wolnym oddaje się wielkiej pasji, którą jest taniec. Przez dwanaście lat była mażoretką, obecnie tańczy hip-hop.
Ewa Dąbrowska – Jest studentką III roku weterynarii na Uniwersytecie Przyrodniczym w Lublinie. Udziela się w organizacjach studenckich, takich jak IVSA Lublin. Jest właścicielką czterech kotów: Abi, Chicka, Zazu, Zumi oraz dwóch psów: Scooty’ego i Kropka. Prowadzi dom tymczasowy dla kotów. Współtworzy projekt „My i psy”, który ma na celu przekazywanie wiedzy kynologicznej mieszkańcom Lublina. Miała już możliwość niesienia pomocy polskim dzikim zwierzętom podczas praktyk w Ośrodku Rehabilitacji Zwierząt Chronionych w Przemyślu –Lecznica „Ada”.Obecnie pisze pracę inżynierską na kierunku – Behawiorystyka zwierząt.
Kasia Wolna – Studentka III roku weterynarii w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. Na co dzień praktykuje i udziela się jako wolontariuszka w jednej z klinik małych zwierząt. Szczególnie interesuje ją stomatologia weterynaryjna. Bardzo chciałaby pracować z polskimi dzikimi zwierzętami. O wyjeździe do Afryki i leczeniu marzyła odkąd obejrzała film „Elza z Afrykańskiego buszu”. W 2016 roku trafiła na moją prelekcję w Południku Zero, która rozbudziła w niej chęć praktykowania w Afryce. Prywatnie jest właścicielką trzech kotów: Kropki, Pucjana i Kretki.
Karolina Ziomek – studentka III roku na Uniwersytecie Przyrodniczym w Lublinie. Chciałaby kiedyś pracować ze zwierzętami nieudomowionymi. Doświadczenie zdobywała w: fokarium na Helu, ZOO w Łodzi oraz ZOO w Gdańsku. Na co dzień pracuje jako opiekunka zwierząt domowych firmy COAPE https://www.facebook.com/opiekunzwierzatkarolinaz/ gdzie ma do czynienia z: królikami, gryzoniami, ptakami, rybkami, gadami, psami i kotami. Prywatnie kocha żagle. Udało jej się przepłynąć przez Ocean Atlantycki gdy miała zaledwie siedemnaście lat. Obecnie pływa na jachcie Roztocze Politechniki Lubelskiej, którym dopłynęła aż do Afryki. Jest właścicielką kotki Plamki.
Monika Grzesik – Studentka III roku w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. Weterynaria, to nie jej pierwsze studia. Wcześniej ukończyła Wzornictwo na Warszawskiej ASP i próbowała swoich sił jako projektant produktu oraz grafik. To jednak zwierzęta okazały się jej prawdziwą pasją i to z nimi chce związać swoją zawodową przyszłość. Prywatnie posiada ponad dwudziestopięcioletniego żółwia stepowego zwanego Plackiem, dwa chomiki syryjskie: Frankę i Chrupusia, mysz laboratoryjną Rysia oraz dwa psiaki: pekińczyka Szocika oraz kudnelka Zuzię. Pod Warszawą mieszka również jej siedemnastoletni, koński przyjaciel Belibar, na którym często wyrusza w teren.
Sylwia Jankowska – Studentka III roku w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. Zwierzęta kocha od zawsze. Wraz z tą miłością pojawiło się marzenie, aby zostać lekarzem weterynarii. O praktykach w Shamwari dowiedziała się podczas jednego ze spotkań, które prowadziłam. Od tamtej pory śledziła mój fanpage i blog dzięki, którym dowiedziała się o projekcie VetAway – Na praktyki do Afryki. W Warszawie mieszka wraz z chomikiem i niewidomą sunią ze schroniska, pekińczykiem Jurandą.
Zuzanna Kołkowska – studentka IV roku w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. W weterynarii rozkochała ją jej siostra, lekarz weterynarii. To ona nieustannie inspiruje ją swoimi zawodowymi doświadczeniami. Jako dziecko uwielbiała oglądać dokumenty na temat afrykańskich zwierząt. Trafiając na stronę VetAway zaczęła rozważać wyjazd na kontynent, który od zawsze tak bardzo ją interesował.
Marta Żygowska – Marta jest tegoroczną absolwentką weterynarii Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. Na co dzień pracuje w lecznicy małych zwierząt oraz przy projekcie ochrony żubrów. Pierwszy kontakt ze światem dzikich zwierząt miała już w dzieciństwie dzięki dziadkom, biologom. W wolnym czasie przeglądała książki, zbierała zdjęcia i przerysowywała ilustracje przeróżnych zwierząt. Szczególnie pasjowowały ją zagrożone gatunki, w tym afrykańskie, a zwłaszcza dzikie koty. Marta interesowała się możliwościami wyjazdu już od początku studiów kibicując mojej pierwszej wyprawie do Shamwari. Kiedy zaczęłam organizację projektu VetAway – Na Praktyki do Afryki zaproponowałam jej wspólny udział w tym przedsięwzięciu.
Agata Strzałkowska – Studentka IV roku na Uniwersytecie Przyrodniczym w Lublinie. Poza godzinami na uczelni bardzo aktywnie współpracuje z IVSA Lublin i wdraża się do zawodu pomagając w lubelskich przychodniach. Pomysł na Afrykę wziął się z jej dziecięcych fascynacji „Królem lwem” oraz odcinka „Kobiety na krańcu świata”, w którym zaprezentowano sylwetkę Daphne Sheldrick. Daphne wraz z mężem wychowała wiele osieroconych zwierząt w Parku Narodowym Tsavo w Kenii. To zainspirowało Agatę na tyle, że znalazła fanpage Vetaway dzieki, któremu dołączyła do naszej ekipy. Prywatnie posiada owczarka niemieckiego Sarę oraz kawię domową Myszę.
Sonia Zaleska – Sonia dołączyła do mojej ekipy jako ostatnia i z powodu braku miejsc na moim turnusie pojechała do Shamwari na wcześniejszy kurs zostając na wolontariacie jeszcze przez kilka dni po jego zakończeniu. Jest studentką V roku Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. Po studiach planuje rozpocząć doktorat ze zwierząt egzotycznych, ponieważ nimi chce zajmować się w swojej praktyce. Podobnie do mnie, Sonia od dziecka uwielbiała oglądać Animal Planet i Króla Lwa. Zawsze pasjonowały ją duże koty i podróże. Wyjazd umożliwił jej realizację marzeń. Prywatnie posiada: psa Alaskan Malamute – Miya, kota Kacpra i kotkę znajdkę Kołtuna.
DZIENNIK Z PRAKTYK
1-2 LIPCA 2018r
LECIMY NA PRAKTYKI DO AFRYKI
Nasza przygoda z Afryką zaczęła się na lotnisku od pożegnań z rodzinami i odprawy bagażowej. Zanim jednak wylądowałyśmy w miejscu docelowym nie obyło się bez pewnych przygód. Przez opóźnienie drugiego samolotu nie zdążyłyśmy na ostatnią przesiadkę w Johanessburgu. Byłyśmy, więc zmuszone do przerejestrowywania biletów na kolejny, najbliższy lot do Port Elisabeth skąd busem dotarłyśmy do domu, w którym rozpoczęła się nasza dwutygodniowa przygoda.
Praktyki rozpoczęłyśmy od przejazdu rezerwatem do Wildlife Centre podczas, którego podziwiać mogłyśmy: zebry, żyrafy, impale i springboki. Na miejscu czekał już na nas dr Johan Joubert, który krok po kroku wprowadzał nas w tajniki pracy lekarza weterynarii w Shamwari informując o lekach i preparatach stosowanych u dzikich zwierząt, ze szczególnym uwzględnieniem dawek u różnych gatunków.
Kolejnym, bardzo istotnym punktem było szkolenie z używania broni Palmera. Jest to specjalna broń do której ładuje się strzałki z lekami znieczulającymi co umożliwia pracę lekarzowi weterynarii z dzikimi zwierzętami. Umiejętność oddania celnego strzału jest podstawową umiejętnością w pracy tutejszego lekarza. Każda z nas miała okazję sprawdzić swoją celność strzelając do makiety. Było to nie lada wyzwanie i bardzo ciekawe doświadczenie.
3-11 LIPCA 2018r
PRACA W TERENIE
Od samego początku było intensywnie. Każdy dzień rozpoczynała i kończyła przejażdżka przez rezerwat. Miałyśmy, więc wiele okazji, aby obserwować zwierzęta i rośliny rosnące w rezerwacie. Sporo dzięki temu dowiedziałyśmy się na temat zwyczajów zwierząt oraz ludowych zastosowań lokalnych roślin.
Jednym z pierwszych zadań jakie na nas czekało była pomoc lokalnej społeczności poprzez szczepienia i odrobaczania psów oraz kotów. Jednego dnia „obsłużyłyśmy” ponad dwieście pięćdziesiąt zwierząt i to nie tylko podając im tabletki czy zastrzyki. Ogromnie ważnym elementem naszej pracy było uświadamianie lokalnej społeczności jak ważna jest prawidłowa opieka nad zwierzętami. Właściciele często nie byli świadomi, że krzywdzą psy np. obwiązując im szyję sznurkiem czy (o zgrozo!) drutem. Pomoc niosła niesamowitą satysfakcję zwłaszcza, gdy sznurek lub drut mogłyśmy zastąpić piękną smyczą sprezentowaną nam przez Trixie, jednego ze sponsorów wyprawy. Dzięki uprzejmości tej firmy mogłyśmy zaprezentować właścicielom zwierzaków jak powinno to wyglądać. Warto podkreślić, że na takiej wizycie skorzystały nie tylko zwierzęta, ale i ich właściciele. Odrobaczanie i szczepienia zwierząt przekładają się na zdrowie mieszkańców, ponieważ wiele pasożytów ze zwierząt przenosi się na ludzi.
W kolejnych dniach mogłyśmy również oglądać załadunek impali i kudu na ciężarówkę, które następnie były rozwożone do innych rezerwatów. Pozwoliło nam to na naukę techniki podawania iniekcji ze środkami uspokajającymi. Robi się to przez włazy w dachu ciężarówki za pomocą specjalnej, metalowej rurki ze strzykawką na końcu. Wystarczy ukłuć zwierzę igłą zamocowaną na końcu, a mechanizm umieszczony w rurce pod wpływem nacisku uwalnia odpowiednią dawkę leku. Jest to bardzo korzystna z wielu względów metoda – bezpieczna dla ludzi i mało stresująca dla zwierząt, oczywiście jeśli nikt nie wpadnie w trakcie przez luk do środka 😉
Innym razem przenosiliśmy w obrębie rezerwatu samca antylopy szablorogiej ze stada kawalerskiego do stada samic. Wiązało się to z użyciem broni Palmera i asystą przy załadunku oraz transportem i rozładunkiem. Rezerwat prowadzi prace hodowlane względem zagrożonych zwierząt, nie tylko antylop, ale również bawołów przy których transporcie także miałyśmy okazję uczestniczyć. Ich liczba w Afryce dzięki działaniom centrów rozrodczych systematycznie wzrasta. Ponadto dzięki pracy hodowlanej odzyskiwane są pierwotne cechy gatunkowe tych pięknych zwierząt. Kiedyś dla trofeów polowano na największe i najsilniejsze osobniki, w rezultacie czego rozmnażały się mniejsze z nich. Obecnie próbuje się odzyskać dawny rozmiar bawołów.
Bardzo intensywnym dniem był również ten, w którym pomagałyśmy w mass capture impali. Impale były wyłapywane, ponieważ ich liczba przekraczała maksymalną dla nich pojemność rezerwatu i ze względów ekologicznych zdecydowano o sprzedaży nadmiaru zwierząt. W taki sposób rezerwat radzi sobie z nadwyżką zwierząt. Jest to o wiele lepsze rozwiązanie pod względem etycznym i ekonomicznym niż odstrzał. Cały proceder masowego wyłapywania wygląda następująco: pilot helikoptera odnajduje stado zwierząt i nagania je do specjalnie skonstruowanego leja z kurtynami, gdy impale wbiegają do środka kolejne kurtyny są zamykane na sygnał pilota helikoptera (tam właśnie czekałyśmy my, ukryte przed antylopami i gotowe na natychmiastowe zamknięcie kurtyny po usłyszeniu alarmu). Antylopy biegną w głąb leja, gdzie czeka podstawiony samochód do transportu. Ważne jest na tym etapie wyłapanie samców, nałożenie im rurek osłaniających rogi i podanie środków uspokajających, ponieważ samce zmuszone do przebywania obok siebie w niewielkim wnętrzu ciężarówki są względem siebie agresywnie nastawione i bez odpowiedniego zabezpieczenia mogłyby zrobić sobie krzywdę.
Po mass capture miałyśmy okazję na lot helikopterem i spróbowanie swoich sił w strzelaniu z wysokości bronią do paintballa w kierunku beczki. Był to trening celowania z broni Palmera do zwierząt, niesamowite doświadczenie!
Niestety podczas naszego pobytu w rezerwacie miało również miejsce smutne i zarazem straszne wydarzenie. Kłusownicy zabili dwa nosorożce, matkę z dzieckiem. Te majestatyczne zwierzęta padły ofiarą głupich, ludzkich przesądów o magicznych właściwościach zaklętych w ich rogu. Już dawno udokumentowane zostało, że róg ten jest niczym innym jak keratynowym wytworem naskórka, który nie posiada żadnych medycznych właściwości, a mimo to nadal dochodzi do kłusowania na zwierzęta z tych prymitywnych i bezpodstawnych powodów. Pojechałyśmy na miejsce zbrodni, aby na własne oczy zobaczyć jak wygląda skłusowane zwierzę, na co należy zwrócić uwagę i czego szukać podczas sekcji, aby pomóc w odnalezieniu przestępców. Całość uzupełnił wykład przeprowadzony przez szefa drużyny przeciwkłusowniczej. Trzeba przyznać, że działa ona niezwykle sprawnie na terenie Shamwari. To wydarzenie otworzyło nam oczy na ogromny problem jakim jest kłusownictwo w Afryce. Pocieszająca jest jednak informacja, że wszyscy mogą pomóc w przeciwdziałaniu wspierając finansowo grupę przeciwkłusowniczą wykonującą codziennie tą niebezpieczną, trudną i niesamowicie ważną pracę. Również z Polski możemy dokonywać przelewu na ich konto.
12 LIPCA 2018r
SPOTKANIE Z NOSOROŻCEM
Muszę przyznać, że z niecierpliwością czekałam na ten dzień. Każda z dziewczyn miała swojego ulubionego, afrykańskiego zwierzaka i marzyła o spotkaniu z nim oko w oko. Dla mnie takim zwierzakiem był właśnie nosorożec. Nie było do końca pewne czy w ogóle do tego spotkania dojdzie. Wszystko pozostawało w rękach opiekunki nosorożców Anyi i jej ekipy. Istotne było – czy uda im się zlokalizować konkretnego osobnika i czy zwierzęta nadal będą w tym samym miejscu gdy do nich dotrzemy? Na nasze szczęście, podczas porannych przygotowań do kolejnego dnia otrzymałyśmy informację, że wszystko idzie zgodnie z planem i że wyruszamy na spotkanie z nosorożcami. Wskoczyłyśmy do naszego land cruisera i po około dwudziestu minutach znalazłyśmy się na miejscu, w którym czekały na nas jeszcze dwie ekipy w samochodach. Były to: zespół lek. wet. Johana, którego zadaniem była immobilizacja zwierzęcia oraz drużyna pomocnicza. Cała akcja przebiegła szybko i gładko. Gdy dr Johan przygotowywał się do oddania strzału z broni Palmera minęła nas trójka nosorożców. Oddany strzał był bardzo precyzyjny i trafił w pożądanego osobnika (warto podkreślić, że wartość dawki leku na kg masy ciała, potrzebnej do immobilizacji nosorożca, jest mniejsza niż np. w przypadku antylop i zebr). Grupka oddaliła się jeszcze paręset metrów, a trafiony nosorożec, wyraźnie oszołomiony, pozostawał w tyle po czym, po jakiejś chwili położył się. Następnie podjechaliśmy do niego i gdy zasłonięto mu oczy oraz włożono zatyczki w uszy mogłyśmy wziąć się do pracy. Naszym zadaniem było pobranie próbek i oznakowanie młodego osobnika. Z żyły usznej pobraliśmy próbki krwi, a z ogona próbki włosów. Przy okazji znakowania za pomocą nacięć na uchu otrzymaliśmy próbki skóry, a podczas umieszczania nadajnika w rogu, próbki rogu. Instalacja nadajnika była prawdziwie „męską” robotą, ponieważ wymagała użycia wiertarki. Na szczęście nasz zespół składał się z dziewczyn od zadań specjalnych, więc wszystko poszło gładko. Po wszystkim zaczipowaliśmy młodzieńca, pobraliśmy kał, zabezpieczyliśmy repelentem i podaliśmy antidotum. W trakcie wszystkich czynności, uważnie kontrolowano liczbę oddechów na minutę. Ostatecznie nosorożec obudził się bez problemów i lekko zdezorientowany pobiegł odszukać swoich pobratymców.
14 LIPCA 2018r
POLISH EVENING
Pod koniec pobytu w Afryce postanowiłyśmy zorganizować ekipie w Shamwari „polski wieczór”. Przywiozłyśmy z ojczyzny smakołyki, którymi goście zostali poczęstowani. Na stole w miseczkach umieściłyśmy między innymi: pierniczki, krówki, śliwki w czekoladzie, cukierki oraz szarlotkę. Zanim jednak przeszliśmy do deseru, każdy mógł spróbować polskiego żurku i barszczu czerwonego (co prawda z proszku, ale w smaku były naprawdę wyśmienite!). Zostałyśmy również mile zaskoczone przez kucharki z naszego miejsca pobytu. Z tej okazji przygotowały: różnego rodzaju mięsa z grilla, opiekane ziemniaczki i sałatkę colesław. Po oficjalnej części impreza była kontynuowana przy ognisku. Nie obyło się tam bez integracyjnych zabaw w rytm polskich przebojów. W rewanżu również my musiałyśmy poćwiczyć hiszpańskie i afrykańskie tańce.
16 LIPCA 2018r
WSZYSTKO CO DOBRE, SZYBKO SIĘ KOŃCZY
Po dwóch tygodniach spędzonych w Rezerwacie Shamwari przyszedł czas na pożegnanie. Był to czas pełen wrażeń, emocji i nowych doświadczeń. Każda z nas wyjechała z RPA trochę inna, odmieniona, z własnymi przemyśleniami. To co było dla nas czymś niespotykanym, jak przechodzące przez drogę zebry i nosorożce, w dniu wyjazdu stało się codziennością, którą nagle trzeba pożegnać. Podczas pobytu nauczyłyśmy się strzelać z broni Palmera z lądu i z helikoptera, dozować leki do strzykawki z lotką, tak aby miała odpowiednią masę i mogła dolecieć do zwierzęcia, dowiedziałyśmy się również jak należy znakować dzikie zwierzęta.
Dzień powrotu zaczął się od pożegnania z naszą ranger’ką Cindy oraz z kucharkami po czym wyruszyłyśmy w podróż powrotną na lotnisko w Port Elizabeth. Stamtąd czekał nas długi lot do Johannesburga, następnie do Doha w Katarze i ostatni do Warszawy. Po dwudziestu czterech godzinach od wyjazdu z rezerwatu wróciłyśmy do Warszawy. Było to doświadczenie zaliczane do tych, które mogą zdarzyć się raz w życiu, ale niejedna z nas myśli o powrocie.
Serdecznie dziękujemy wszystkim patronom i sponsorom, którzy umożliwili nam wyprawę:
Trixie Polska
https://www.trixie.de/heimtierbedarf/pl/tiere/
Uniformix
https://www.uniformix.pl
Street Legend
https://www.streetlegend.clothing
KABAK
http://kabak.com.pl
Pakamera.pl
https://www.pakamera.pl
DocPoket
http://docpoket.shoplo.com
Pan Felicjan
http://panfelicjan.shopshood.com
Pan Tu Nie Stał
https://pantuniestal.com
Polskie Towarzystwo Fizjoterapeutóww Zwierząt
Columba-Vet
https://www.facebook.com/columba.vet/
Deep Trip
http://deeptripstore.com.pl
Szkoła Główna Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie
http://www.sggw.pl
Wydział Medycyny Weterynaryjnej SGGW
http://wmw.sggw.pl
Medellan – Medycyna Podróży
http://www.medellan.pl
Autorki oraz zdjęcia:
lek. wet. Katarzyna Kołodziejczyk
Daria Michałkowska
Ewa Dąbrowska
Kasia Wolna
Karolina Ziomek
Monika Grzesik
Sylwia Jankowska
Zuzanna Kołkowska
Marta Żygowska
Agata Strzałkowska
Sonia Zaleska